Lekarze rodzinni z Porozumienia Zielonogórskiego grozili, że od 2 stycznia zamkną swoje gabinety. Domagali się podniesienia o złotówkę (z 5 do 6 zł) miesięcznej stawki za jednego pacjenta. Minister spraw wewnętrznych i administracji Ludwik Dorn uznał, że zamknięcie zakładów opieki zdrowotnej to złamanie prawa. Zagroził, że jeśli dojdzie do takiej sytuacji, to nieposłuszni lekarze mogą trafić do wojska. Wtedy będą musieli wykonywać swoje obowiązki. – Naprawdę trzeba mieć bardzo złe intencje i negatywne myślenie o stanie lekarskim, aby w ogóle snuć takie przypuszczenia. Niestety pan wicepremier w nich tkwi i prawdopodobnie nie odbiera sensu swoich słów tak jak odebrało całe nasze społeczeństwo, społeczność lekarska nie tylko tu, ale również za granicą - podsumowuje pomysł Joanna Zabielska - Cieciuch z Porozumienia Zielonogórskiego. To, że istnieje taka możliwość, potwierdza Ministerstwo Obrony Narodowej. - Wojsko jest od wykonywania zgodnie z przepisami decyzji, które zostaną podjęte przez właściwe organy – w tym przypadku przez Radę Ministrów. Pytanie, które należałoby sobie postawić, to jaka wartość w danym momencie przeważa. Czy wartość życia ludzkiego, czy 5 gr. za pacjenta dodatkowo, które chciało wynegocjować, czy wynegocjowało Porozumienie Zielonogórskie. Z tym stwierdzeniem nie zgadza się jednak konstytucjonalista Michał Piotrowski. Jego zdaniem to niezgodne z konstytucją. – W demokratycznym państwie prawnym, nawet jeśli wzbiera gniew premiera, to nie można wziąć człowieka do wojska. Przede wszystkim, siły zbrojne nie są powołane do zapewnienia obywatelom dostępu do opieki zdrowotnej - uważa. Ostatecznie doszło do porozumienia między lekarzami zrzeszonymi w PZ a NFZ i ministrem zdrowia prof. Zbigniewem Religą. Lekarze rodzinni z PZ w całym kraju otworzyli w poniedziałek swoje gabinety. Pracują normalnie, a od ministra Dorna domagają się przeprosin. Minister uważa jednak, że przepraszać nie ma za co.