Bezradność i samotność
- Leżę tutaj całymi dniami. Moim punktem obserwacyjnym jest lampa, sufit, szafa, okno. Na drzewo patrzę jak się huśta, gdy wieje. Jak deszcz pada. I tak w kółko – opowiada Mirosław Hetmański.
36-letni mężczyzna, w wyniku urazu rdzenia kręgowego, ma czterokończynowe porażenie. Cierpi też na przeczulicę skóry i spastyczność mięśni. Ich silne napięcie wywołuje bolesne przykurcze, które często nie pozwalają mu normalnie spać. Mężczyzna nie jest w stanie funkcjonować samodzielnie. Całe jego życie toczy się w jednym pokoju.
- Najgorsza jest bezradność, bezsilność. Stoi szklanka na stoliku, pić się chce, ale niestety gościu - nie napijesz się, bo jej nie weźmiesz – opowiada.
Mirosław jest podopiecznym MOPS-u. Codziennie na trzy godziny przychodzi do niego pani Małgorzata. Dzięki jej pomocy życie mężczyzny choć przez kilka godzin jest inne. Opiekunka, poza matką, jest jedyną osobą, którą Mirosław widuje.
- On jest samotny. Dziwię się, że się nie załamał. On chce takiej pomocy, żeby ktoś go wyciągnął, pogadał z nim – mówi Małgorzata Jarosz, opiekunka.
„Miałem myśli samobójcze”
Mirosław Hermański pracował w kopalni Murcki. Miał dziewczynę i plany ułożenia sobie życia. Kilka sekund zadecydowało o tym, że wszystko się zmieniło. Sześć lat temu spowodował wypadek wjeżdżając motorem w samochód. Dzień wcześniej pił na imprezie z kolegami alkohol. Potem nie mógł sobie tego darować.
- Miałem myśli samobójcze. Pomyślałem: jak mam tak żyć, to wolę nie żyć wcale. Co to za życie, patrzeć w sufit i czekać, aż ktoś przyjdzie ze szklanką herbaty czy zrobi coś do jedzenia? To lepiej nie cierpieć – mówi Mirosław Hetmański.
Mirosław czeka na chwilę, kiedy dzięki opiekunce może wydostać się z łóżka. To najlepszy moment w ciągu całego dnia. Prawie codziennie ćwiczy. Ma nadzieję, że domowa rehabilitacja w końcu poprawi jego stan zdrowia.
- Czuję się jak normalny człowiek, stoję w pionie, patrzę do okienka i myślę: człowieku zrobisz kiedyś te kroki i pójdziesz do ogródka, tylko na razie mamy piątek, a czekamy na niedzielę. To się stanie, tylko trzeba być cierpliwym. Nauczyłem się cierpliwości przez to leżenie – mówi Mirosław.
Uwięziony w domu
Największym problemem mężczyzny jest wydostanie się z domu. Jesienią i zimą w ogóle nie bywa na zewnątrz. Kiedy przychodzi wiosna, opiekunka zwozi go za pomocą schodołazu. Ma do pokonania 20 stromych schodów. Potem musi go wciągnąć z wózkiem na górę. Pokonanie schodów jest za każdym razem trudne, bo Mirosław nie jest w stanie zapanować nad niekontrolowanymi odruchami swojego ciała.
- Nie jest to łatwe urządzenie w obsłudze i trzeba mieć trochę siły. Jakbym się przechyliła, to możemy polecieć razem. Za każdym razem się boję – przyznaje Małgorzata Jarosz, opiekunka, a Mirosław dodaje: - Dom to jest dla mnie trochę więzienie, bo nie umiem się z niego wydostać.
Matka Mirosława zajmuje parter domu. Nie może zamienić się z synem na mieszkania, bo sama jest schorowana. Przeszła zawał i ma nadciśnienie. Dla niej schody też są barierą. Z trudem wchodzi na górę do syna, by podać mu obiad, który dostają z MOPS-u, a potem wieczorem ułożyć go do snu. Kobieta ma również problemy psychiczne.
- Mama choruje na schizofrenię. Raz jest dobrze, raz jest źle. Raz jest bardziej pobudzona, raz jest spokojna. Mama nie jest w stanie się mną zajmować. To jest trudne, bolesne, bo patrzę na chorą mamę, i nie mogę nic zrobić – mówi Mirosław.
Marzenie: winda
Marzeniem Mirosława jest winda. Urządzenie kosztuje około 80 tysięcy złotych. Na jej zakup mógłby dostać dofinansowanie ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Przepisy mówią, że dofinansowanie może stanowić nawet do 95 procent kosztów danego przedsięwzięcia, a wkład własny to jedynie 5 procent. Realia są zupełnie inne. Miasto, które rozdziela pieniądze z Funduszu, od lat nie daje na likwidację barier architektonicznych w domach niepełnosprawnych tyle pieniędzy, ile trzeba.
- Chcielibyśmy, żeby tam była winda, ale jest też schodołaz, którym pan Mirosław może dostać się na dół. Byłoby wspaniale, gdybyśmy mieli fundusze na wszystko. Przy obecnych warunkach, jeśli pan Mirosław nie będzie miał swoich środków zapewnionych, to jest to nierealne. My dofinansowujemy do 8 tys. pln, 60 %, nie więcej niż dwukrotność średniej – mówi Maciej Stachura, naczelnik Wydziału Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta Katowice.
Z tego powodu Mirosław nie złożył wniosku, bo przy kryteriach, które przyjęli urzędnicy musiałby zebrać aż 70 tysięcy złotych.
- Dla mnie jest to kwota kosmiczna. Mam rentę 1 tys. pln. Muszę jakoś z mamą podzielić rachunki, opłaty, opał na zimę, drewno, środki, medyczne, lekarstwa – mówi mężczyzna.
Widna jest dla Mirka marzeniem nieosiągalnym. Nie może liczyć na pomoc ze strony instytucji, a jedynie ludzi dobrej woli. To jedyna szansa, by jego życie wreszcie się zmieniło.
- Winda mogłaby dużo zmienić w moim życiu. Zacząłbym wychodzić, może kogoś bym spotkał i nie czuł się taki samotny. Ale w tych czterech ścianach nikogo nie spotkam – przyznaje Mirosław.
Jeśli chcesz pomóc Mirkowi, wejdź na stronę jego zbiórki pieniędzy: https://dzieciom.pl/podopieczni/16466#