„Wołał ała, ała”
Matka Tomka to 30-letnia Andżelika L. Kobieta w zeszłym roku rozwiodła się z mężem i samotnie wychowywała siedmioro dzieci. Kilka miesięcy temu związała się z 25-letnim Radosławem M. To on – zdaniem prokuratury – miał znęcać się nad 3,5-letnim Tomkiem.
- Przesłuchaliśmy Radosława M. Przedstawiono mu zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem oraz spowodowania ciężkich obrażeń ciała i stanu realnie zagrażającego życiu – mówi Marcin Licznerski, zastępca prokuratora rejonowego w Grudziądzu (wypowiedź z 15 listopada).
- Dziecko przyjechało w stanie ciężkim, głęboko nieprzytomne. Nie reagowało na bodźce zewnętrzne, miało zaburzony oddech. Akcja serca była zachowana. Te obrażenia budziły nasze wątpliwości, stąd zawiadomienie do odpowiednich organów – dodaje Piotr Brzeziński, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii dla Dzieci Szpitala w Grudziądzu.
Dotarliśmy do sąsiadki rodziny, która wcześniej słyszała krzyki dziecka.
- Wołał „ała”, „ała”, później przyjechała karetka – wspomina i dodaje, że chłopiec wyglądał tragicznie: - To jest masakra, co się z tym chłopcem stało. Miał operację główki, był cały połamany i w siniakach.
Mówiła, że jest samotną mamą
Angelika L. od lat była pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. Miała przyznanego asystenta rodziny. To właśnie pracownicy tej instytucji przekonali ją, żeby rozwiodła się z mężem, który stosował wobec niej przemoc. Mimo częstych wizyt w domu, nie zauważyli jednak agresji u jej nowego partnera.
- Nie wskazywała nam danych osobowych tego pana. Deklarowała też, że nie zamieszkuje on z rodziną i sama wychowuje siedmioro dzieci. Nasze możliwości, żeby nawet tego pana objąć pomocą były ograniczone. Twierdziła, że mężczyzna ich tylko odwiedza – mówi Małgorzata Gackowska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.
„Nie miał serca do dzieci”
Jak potwierdza prokuratura Radosław M. miał już wcześniej problemy z przestrzeganiem prawa. Był skazany za kradzieże i przestępstwa narkotykowe.
- Jak ten jej partner wprowadził się tutaj, to może przez dwa miesiące był spokój. Potem już krzyki. On nawet z psem na strych chodził i go tam katował. Andżelika opowiadała, że ich bije – opowiada jedna sąsiadka a druga dodaje: - Nie miał serca do tych dzieci. Widziałam momenty agresywne. Tu było znęcanie, to było widać.
Zarzuty usłyszała również Andżelika L. Prokuratura oskarża ją o narażenie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i spowodowanie poprzez zaniechanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.