W 2017 roku pani Zofia odeszła od męża. Przekonuje, że uciekła, bo mąż stosował wobec niej przemoc fizyczną i psychiczną. Podczas sprawy rozwodowej sąd nie dał jednak temu wiary. Ustalił, że kobieta dopuściła się zdrady, zostawiła dzieci, a z czasem przestała się nimi interesować.
- Nie mam do siebie zastrzeżeń. Jestem dobrą mamą – przekonuje kobieta.
Dzieci nie chodzą do szkoły
Po trzech latach od wyroku, pani Zofia niespodziewanie zabrała dzieci byłemu mężowi. Bez zgody ojca wywiozła je do Skawiny, gdzie mieszka ze swoim nowym partnerem i ich 2-letnią córeczką. Kobieta twierdzi, że zabrała dzieci z powodu ich demoralizacji. Ojciec miał stosować też przemoc wobec jednego z synów.
Teraz pan Marcin stara się odebrać dzieci byłej żonie. Choć mężczyzna ma postanowienia sądu i przychodzi w asyście kuratora sądowego i pracowników opieki społecznej, to każda próba zabrania dzieci od matki kończy się niepowodzeniem.
- Jak dzieci trafiły do mnie, to zdalne lekcje miały przez telefon. Skończyły się ferie i dzieci miały wrócić do szkoły, ale ich ojciec nie wyraził zgody, by dzieci zostały zapisane do tutejszej szkoły. Niestety, obaj synowie nie zostali sklasyfikowani – mówi pani Zofia.
- Uprowadziła dzieci, ma zabrane prawa rodzicielskie. To przy kim mają być dzieci? Przy ojcu. Jakby były przy mnie, to by chodziły normalnie do szkoły. Ona powinna nastawić dzieci tak, żeby chciały do taty jechać. A są nastawione przeciwko mnie. One nie są niczemu winne – odpowiada pan Marcin.
Instytucje
Matka dzieci złożyła apelację od wyroku sądu i chce walczyć o przywrócenie jej praw rodzicielskich. Zawiadomiła też prokuraturę, o stosowaniu przemocy przez byłego męża wobec jednego z synów. Nauczyciele i pedagog ze szkoły, do której dzieci chodziły, nie zauważyli niczego niepokojącego w ich zachowaniu.
- Kiedy dzieci były u ojca, regularnie chodziły do szkoły. Miały pewne problemy z nauką, natomiast nie sprawiały większych problemów – mówi Jerzy Domagała, dyrektor Zespołu Szkół im. Jana Pawła II w Smrokowie. I dodaje: - Jeśli chodzi o organizację zajęć zdalnych, kiedy dzieci były u matki, dzieci się logowały, ale nie uczestniczyły w zajęciach aktywnie.
Gdyby w ubiegłym roku szkolnym dzieci uzyskały promocję, najstarszy syn byłby teraz w czwartej klasie, a jego młodszy brat w drugiej. Przez konflikt rodziców nie mają nawet szansy, by powtarzać klasy i nadrabiać zaległości, a ich młodsza siostra nie może zacząć nauki w pierwszej klasie.
- Chcielibyśmy chodzić do szkoły, żeby mieć maturę, być mądrym – mówią dzieci.
Dyrekcja szkoły ze Skawiny zawiadamiała sąd o tym, że dzieci nie chodzą do szkoły już w ubiegłym roku szkolnym. Powiadomiony został także miejski ośrodek pomocy społecznej. Ich pisma pozostały jednak bez odpowiedzi. We wrześniu pracownicy MOPS-u ponownie zaalarmowali sąd, że dzieci nie realizują obowiązku szkolnego.
- Nie możemy udzielać informacji o przebiegu postępowania, gdyż dotyczy ono spraw rodzinnych. W takiej sytuacji sąd powinien bezzwłocznie podjąć działania, aby dzieci ponownie chodziły do szkoły – mówi Zygmunt Drożdżejko, rzecznik prasowy ds. cywilnych Sądu Okręgowego w Krakowie.
Dzieciom pomaga teraz Stowarzyszenie Siemacha. Rodzeństwo jest pod opieką psychologa.