Nawrócony przestępca

Marek Ksieniewicz spędził w polskich i rosyjskich więzieniach 15 lat. Jak sam przyznaje kary nie odbywał tylko za gwałt i morderstwo. Dziś spotyka się z młodzieżą podczas prelekcji w szkołach. Chce przestrzec młodych ludzi przed błędami, która sam popełnił.

Marek Ksieniewicz ma 40 lat. 1,5 roku temu ożenił się. Chodzi na pielgrzymki, gdzie opiekuje się niepełnosprawnymi. Spotyka się z młodzieżą, którą ostrzega przed niebezpieczeństwami zejście na przestępczą drogę. Jednak nie zawsze tak było. - Siedziałem za przekrój całego kodeksu karnego od drobnych kradzieży przez włamania, napady, wymuszenia, nielegalne przekroczenie granicy, posługiwanie się fałszywymi dokumentami. Siedziałem za wszystko oprócz gwałtu i zabójstwa – opowiada Ksieniewicz. Jak przyznaje pan Marek, zaczęło się niewinnie, gdy był nastolatkiem. - Zaczęło mi imponować towarzystwo chłopaków, którzy na dzielnicy nikogo się nie boją, którzy piją piwo. Wreszcie wylądowałem w pudle. Mogłoby się wydawać, że za nic. Że za jaja. Za robienie sobie z kogoś żartów. Jakiś pijak gdzieś spał, my zabraliśmy mu portfel. Okazało się, że są tam dokumenty, że była książeczka oszczędnościowa. W 1983 roku wypłaciliśmy ponad 80 tys. zł. Trafiłem do więzienia – wspomina mężczyzna. Od tamtego czasu spędził w więzieniach w Polsce i za granicą 15 lat. Między innymi w więzieniu rosyjskim. - Dobrze mówię po rosyjsku, co skrupulatnie wykorzystywałem w swojej drodze przestępczej. Wywoziłem ludzi do lasu. Czasami ich wieszałem za nogę do gałęzi bo nie chcieli pieniędzy oddać. Kiedy rozmawiałem z nimi po rosyjsku ich strach wzmagał się dwukrotnie – mówi Ksieniwicz. - To nie był zwykły drobny złodziejaszek, potulny wobec policji, wobec służby więziennej. To on chciał grać główny skrzypce. Chciał w ten sposób powiedzieć, że to on rządzi, a nie jakiś klawisz, który z nim rozmawia – przyznaje Krzysztof Kowalu, kierownik działu penitencjarnego zakładu karnego w Białej Podlaskiej. Marek Ksieniewicz, chociaż na co dzień w więzieniu udawał silnego, pragną innego życia. Chciał mieć żonę, rodzinę dom. Postanowił zmienić swoje życie. Poszedł na pielgrzymkę. - Pielgrzymkę skojarzyłem tak: małolaty, spanie w stodole. Wtedy rodzina przywiozła pana Zdzisia na wózku inwalidzkim, który jest chory na stwardnienie rozsiane. Po prostu mi go dali. W pewnym momencie mężczyzna poprosił mnie o pomoc – wspomina. To spotkanie odmieniło życie Marka Ksieniewicza. - Właśnie w tym miejscu, na pierwszy postoju podjąłem decyzję swojego życia. Postanowiłem pomóc drugiemu człowiekowi. Odjechałem wózkiem. Dziś Marek Ksieniewicz spotyka się z młodzieżą. Opowiada im historię swojego życia. - On w tej chwili realizuje swój cel życiowy, którym jest ostrzeganie ludzi młodych przed tym, czym jest droga przestępcza – powiedział Lucjan Bełza, dyrektor biura bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego Urząd Miasta St. Warszawy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości