Kilkanaście dni po dramatycznej nawałnicy reporterzy UWAGI! wybrali się do miejscowości, w których mieszkańcy cały czas walczą ze skutkami wichury.
- Każdy był przygotowany na normalną burzę. Nikt nie wiedział, że to będzie w takiej skali: zawierucha, ściana wody, trzaski drzew - opowiada siostra Daniela ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek.
"Odmawialiśmy różaniec"
Brusy to jedna z gmin, które najpoważniej ucierpiały podczas kataklizmu. Wiele gospodarstw dalej jest bez prądu. Wichura uszkodziła tu 850 domów, z których ponad 30 nie nadaje się do zamieszkania.
- Tu był jeden pokój, tu drugi. Tu spali synowie. Przybiegli do nas i wspólnie uklękliśmy i mówiliśmy pacierz. To nas jakoś uratowało - mówi Władysław Słomiński, mieszkaniec Główczewic, i pokazuje ruiny swojego domu.
Mężczyzna mieszkał tam od urodzenia. Wspólnie z żoną wychowali w tym domu pięcioro dzieci. Później skupił się na opiece nad małżonką, która na skutek guza mózgu i dwóch udarów porusza się na wózku inwalidzkim. Tej tragicznej nocy w kilkanaście minut rodzina straciła cały dobytek.
- Odmawialiśmy różaniec, żebyśmy byli cali i zdrowi, żeby nikomu się nic nie stało - wspomina Irena Słomińska, a jej mąż dodaje: - Poszedłem się rozejrzeć. Jak zobaczyłem, co się stało, to pomyślałem: wezmę sznurek i pójdę się powiesić. Siostry jednak przyjechały i mnie pocieszyły, że da się to wszystko odbudować, że trzeba wierzyć.
"Czuję się jak żebrak"
W gminie Brusy swoje zgromadzenie mają siostry Franciszkanki. Mimo że ich przyklasztorny teren także dotknięty został przez wichurę, zakonnice razem z wolontariuszami od razu ruszyły pomagać mieszkańcom.
- Dochodziły do nas takie sygnały, że ktoś chce sobie odebrać życie. Jeszcze tego samego wieczoru siostry pojechały, żeby pocieszyć, żeby być z tym panem - wspomina siostra Daniela. Siostry niosą pomoc mieszkańcom do dziś.
- Czuję się jak żebrak. Wcześniej dawałem sobie radę z żoną. Mieliśmy emeryturę. A teraz... Mnie aż serce kłuje, że ja muszę prosić... Teraz cały czas liczę na pomoc - mówi pan Władysław.
Tymczasem pomoc państwa na razie jest symboliczna. - Dostałem zapomogę 6 tys. zł. Z ubezpieczenia też nie będzie dużych pieniędzy. Na odbudowę domu nie starczy... Może na początek, ale gdzie reszta? – płacze mężczyzna.
Apel burmistrza o pomoc
O tym, że mieszkańcy nie zostaną bez pomocy, zapewnia burmistrz Brusów.
- Z jednej strony ci ludzie mogą liczyć na pomoc państwa w zakresie odbudowy. To jest do 200 tysięcy na budynki mieszkalne. Ale ja występuję z apelem do firm budowlanych, dekarzy: potrzebujemy fachowych rąk do pracy, żeby odbudować. Potrzeba nam materiałów budowlanych, środków finansowych - mówi Witold Ossowski, burmistrz Brusów.
Gmina Brusy została uwzględniona w wykazie gmin poszkodowanych w wyniku żywiołu. Oznacza to, że już po siedmiu dniach od zgłoszenia, można rozpocząć budowę nowego domu. Szczegóły na temat potrzebnej pomocy znaleźć można na stronie internetowej gminy: www.brusy.pl
"Trzeba pomóc tym ludziom"
Pan Władysław na krok nie odstępuje od swojego dobytku, gmina na jego terenie postawiła mu przyczepę kempingową.
- Nie powiem, czy zamieszka w swoim domu do zimy - mówi burmistrz i zapowiada: - Chcielibyśmy w te miejsca zorganizować kontenery, które będą ogrzewane. Żeby na czas odbudowy umożliwić tym ludziom przebywanie na swojej posesji.
Żona pana Władysława tymczasowo mieszka u córki. Z mężem jest tylko wtedy, gdy ten przyjeżdża do rodziny na noc. Rano pan Władysław znów wraca do zawalonego domu.
- Cały czas mówię żonie, że wróci na zimę do swojego domu. I liczę, że się uda, jeśli mi ktoś pomoże. Mam taką nadzieję - przyznaje pan Władysław.
Jak mówi siostra Daniela, są to ludzi bardzo zrośnięci ze swoją ziemią.
- Najlepsza rzeczą jest pomóc tym ludziom odbudować się i wrócić do domu - ocenia.
Zakonnice ze zgromadzenia sióstr Franciszkanek w Orliku dobrze znają potrzeby mieszkańców swoich okolic. Z pomocą zakonnic wesprzeć można poszkodowanych. Numer konta oraz kontakt do sióstr znaleźć można na ich stronie internetowej: www.siostryzorlika.pl.