"Nadszedł ten czas"

32-letni Janusz Świtaj domaga się eutanazji. Od 14 lat jest całkowicie sparaliżowany. Opiekują się nim rodzice. Janusz chce, aby gdy jedno z nich nie będzie już miało sił go pielęgnować, odłączono go od aparatury podtrzymującej przy życiu. - Jeśli Bóg jest miłosierny, zrozumie mnie. Jeśli cierpienie odkupuje grzechy, to już tyle wycierpiałem, że może zostanę odźwiernym u Jego drzwi – mówi.

Koncert dla Janusza Janusz Świtaj z Jastrzębia Zdroju od wypadku w 1993 r. jest całkowicie sparaliżowany. Oddycha przez respirator, ze światem komunikuje się za pomocą komputera - klawisze naciska ołówkiem trzymanym w ustach. Opiekują się nim rodzice. W sądzie złożył pismo, w którym domaga się, aby po śmierci jednego z rodziców odłączono go od aparatury utrzymującej przy życiu. - 2 lutego złożyłem wniosek o zgodę na przerwanie uporczywej terapii – mówi Janusz Świtaj. – Żądam skrócenia życia. Przez okno widzę tylko chmury, często, tak jak dziś, gdy całe niebo jest zachmurzone – białe mleko. Mam już dość sufitu. Mogę wyliczać jego nierówności. Opiekują się nim rodzice. Myją go, odsysają respirator, masują. Matka Janusza mówi, że nikt nie będzie się nim opiekował tak jak oni. - Dopóki będę łazić, nie oddam go – mówi Halina Świtaj. – Już parę lat mówi o eutanazji. Mówi – jeśli zabraknie kogoś z was, drugie nie da rady. Janusz nie chce iść do szpitala, choć szpital wojewódzki w Jastrzębiu Zdroju, gdzie jest oddział dla przewlekle chorych, gotów jest go przyjąć w każdej chwili. Pierwsze lata po wypadku Janusz leżał w szpitalu i wspomina ten pobyt jak koszmar. Ufa tylko rodzicom. - Przez tyle lat razem, zespoliliśmy się w jedną całość – mówi Janusz Świtaj. – Będąc pod ich opieką, wręcz charyzmatyczną, nie wyobrażam sobie, żebym miał wrócić do szpitala. Rodzice Janusza są coraz starsi, coraz słabsi. Syn nie chce być dla nich ciężarem. Zdaje sobie sprawę, że już niedługo będą mogli robić to, co wymaga tak wielkiego wysiłku, wielkiego nawet dla zdrowego, młodego człowieka. - Gdy z nim rozmawiałem, nie słyszałem, że go boli, że nie daje rady żyć – mówi ks. Piotr Brząkalik z parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Katowicach – Szopienicach. – Mówi, że chce zrobić to dla dobra rodziców, którzy są zmęczeni, a on nie ma bez nich poczucia bezpieczeństwa. Janusz ze światem porozumiewa się przez Internet. Założył własną stronę. Dostaje maile, w których ludzie piszą o wsparciu, proszą, by wytrzymał. - Warto żyć, ale nie tak – mówi Janusz Świtaj. – Gdyby zstąpił anioł i powiedział – albo trzy dni zdrowego życia, albo biorę cię prosto do nieba, wybrałbym trzy dni życia. I poprosiłbym o trzy rzeczy – motocykl kawasaki z pełnym bakiem, strój do jazdy. I o to, żebym mógł współżyć z kobietą. Rodzice rozumieją syna, ale nie chcą dopuścić do siebie myśli o eutanazji. On jednak już podjął decyzję, nie chce się wycofać. - Jeśli zabraknie wam sił i sami będziecie potrzebowali opieki, można powiedzieć, że nadszedł ten czas – mówi Janusz. Janusz powiedział, że nie zmieni swojej decyzji, jeśli nie będzie miał dożywotniej opieki zagwarantowanej przez państwo. Jeśli sąd nie zgodzi się na przerwanie jego życia, Janusz zwróci się do Międzynarodowego Trybunału w Strasburgu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości