Naczelnik z wyrokiem

Naczelnik Urzędu Skarbowego w Kolnie kilka lat szykanował swoją pracownicę.<br /><br /> Trzy wyroki skazujące, które jednoznacznie stwierdzają winę pracodawcy. Jednak naczelnik wciąż zajmuje swoje stanowisko i regularnie otrzymuje premię. Dodatkowo wszystkie koszty związane z trzyletnim procesem pokryli podatnicy. Z kieszeni skazanego naczelnika nie pochodzi ani złotówka.

48-letnia Ewa Grużewska pracuje w Urzędzie Skarbowym w Kolnie od ponad 20 lat. Przez długi czas cieszyła się nienaganną opinią, ale koszmar rozpoczął się trzy lata temu, kiedy mąż koleżanki z pracy chcąc załatwić ulgę podatkową, przyszedł do jej domu i próbował wręczyć kobiecie łapówkę. Pani Ewa o całym zajściu powiadomiła swoich zwierzchników, ale ci zamiast pochwalić, ukarali kobietę degradując ją z kierowniczego stanowiska na najniższy szczebel w urzędniczej hierarchii. - Zwierzyłam się koleżance z pracy i ona chodziła za mną. Powiedziałam, że się powieszę naczelnikowi na klamce – wspomina Ewa Grużewska. Sprawa pracownicy Urzędu Skarbowego w Kolnie trafiła do Sądu Okręgowego w Łomży. Sąd przyznał rację pani Grużewskiej. Jednoznacznie stwierdził, że kobieta była przez kilka ostatnich lat dyskryminowana w pracy przez naczelnika. - Sąd powiedział, że to była zwykła złośliwość naczelnika – mówi poszkodowana. Pomimo tego ani naczelnik, ani jego przełożony nie chcą przyznać się do błędu. - Powinienem go zwolnić za to, że pilnuje porządku w urzędzie? Jaką karą powinienem go ukarać? Powiesić? Wyrzucić z urzędu? Wygnać z kraju? Żeby kogoś zawiesić, trzeba mieć powody – a tych zdaniem Wiesława Świstaka, dyrektora Izby Skarbowej w Białymstoku nie ma. - Wobec swoich pracowników powinienem mieć duże wymagania. Pani Grużewska też mogłaby mnie przeprosić jako pracodawcę, że mnie bezpodstawnie oskarżała o mobbing – uważa Janusz Malecki, naczelnik Urzędu Skarbowego w Kolnie. Sąd nakazał pracodawcy, aby kobieta powróciła na poprzednie stanowisko. Naczelnik nie dał jednak za wygraną i znowu zdegradował urzędniczkę. Ale sąd po raz kolejny kazał przywrócić ją na wcześniej zajmowane stanowisko i uznał, że urzędniczka była dyskryminowana. Za doznane krzywdy zasądził odszkodowanie w wysokości 7,5 tys. zł. Najbardziej oburzający jest fakt, że ani za odszkodowanie, ani za koszty procesu nie zapłacił skazany naczelnik tylko podatnicy. - Proces pokazał, że naczelnik traktował urząd jako swój prywatny folwark. Wszystkie działania, jakie podejmował były faktycznie na koszt podatników i te w poprzednich procesach i dzisiaj. Podatnicy zapłacili za koszty zastępstwa procesowego – mówi Lech Obara, obrońca dyskryminowanej urzędniczki. Jedna z faktur, którą kancelaria prawnicza wystawiła Urzędowi Skarbowemu w Kolnie, opiewa na ponad 4 tys. zł za obrońcę naczelnika. Rachunek zapłacili podatnicy. - Z tego wyroku żadnych podwyżek podatku nie będzie – śmieje się naczelnik. Mimo to, iż sąd orzekł, że naczelnik dyskryminował pracownicę, skazany nadal pracuje na swoim stanowisku i regularnie otrzymuje premię. W urzędzie skarbowym w Kolnie pracuje też pani Ewa. Wciąż ma tego samego szefa. W wyniku kilkuletniej dyskryminacji kobieta podupadła na zdrowiu i cierpi na depresję, regularnie musi przyjmować leki.

podziel się:

Pozostałe wiadomości