Ksawerów to mała miejscowość pod Poznaniem. Przez siedem dni była najpilniej strzeżonym miejscem w Polsce. W jednym z tamtejszych domów znaleziono zwłoki zamordowanego w bestialski sposób 69-letniego Krzysztofa Ś.
- Bezpośrednią przyczyną jego zgonu były rozległe obrażenia głowy, a przede wszystkim rany kłute gałek ocznych, które spowodowały masywny krwotok zewnętrzny i wewnętrzny, a w konsekwencji śmierć. Sprawca używał kamienia, widelca i noża do przecinania tapet – mówi Marek Kasprzak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koninie.
Siostra
Według policji zabójcą był 62-letni Marek Ś., brat zamordowanego. Dzień wcześniej mężczyzna próbował zabić młotkiem swoją siostrę, mieszkankę Wrześni.
- Do sklepu wleciała jakaś pani, żebym ratował kobietę, którą bije facet. Jak wyskoczyłem i on zobaczył, że ja i jakiś pan lecimy w jego kierunku to zaczął uciekać. Na końcu drogi miał położony rower, wsiadł i uciekł – opowiada Janusz Prusik i dodaje: Młotek leżał na ziemi, bo prawdopodobnie nie trafił nim w głowę, tylko uderzył trzonkiem, który się złamał. Możliwe, że ona żyje, dlatego, że nie trafił jej pierwszym uderzeniem.
Napadnięta siostra tuż po napadzie nie chciała, aby policja ścigała jej brata. Marek Ś. siedem lat temu wyszedł ze szpitala psychiatrycznego. Zdiagnozowano u niego schizofrenię paranoidalną. Był całkowicie ubezwłasnowolniony. Do czerwca to właśnie napadnięta siostra była jego prawną opiekunką.
- Po powrocie z zakładu psychiatrycznego funkcjonował zupełnie normalnie. Może miał leki, może jeszcze działały. Może siostra go w jeszcze jakiś sposób pilnowała, żeby leki przyjmował, a później zaczął agresję wyładowywać – zastanawia się sąsiadka Marka Ś.
Siostra Marka Ś, która cudem przeżyła napad udzieliła wywiadu dziennikarce z lokalnej gazety. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że chory psychicznie brat planuje zamordować kolejne osoby z jej rodziny.
- Pani Arleta ze szczegółami opisała wydarzenia tamtego dnia. Opowiadała, że widziała go jak jechał i właściwie nie wie, jak to się stało, że nagle otrzymała cios w głowę i upadła na ziemię. Ale najbardziej przerażające było to jak opowiadała, że brat usiłował wydłubać jej oczy – mówi Dorota Tomaszewska, dziennikarka Wiadomości Wrzesińskich.
- On mnie od tyłu zaskoczył. I nie wiem, jak się znalazłam na ziemi. Krzyczałam pomocy. Ja tylko czułam oczy. Że wydrapie mi oczy. No i wreszcie ktoś przyszedł, bo już bym dłużej nie wytrzymała – relacjonowała napadnięta kobieta.
W dzień napadu Marek Ś. czekał na panią Arletę, co najmniej trzy godziny wcześniej. Kamery monitoringu zarejestrowały go w kilku miejscach. Widać go jak robił zakupy w pobliskim sklepie. Jedna z ekspedientek dobrze go zapamiętała.
- Podszedł do lady, zachowywał się dziwnie. Był zdenerwowany i przerażony. W oczach miał dzikość, wydawał się szalony. Przestraszyłam się. Nie wiedziałam, czy gdzieś zadzwonić. Nie myślałam, że jest w stanie komuś coś zrobić – mówi Aleksandra Antczak.
Atak na rodzinę
Marek Ś. atakował członków swojej rodziny. Skąd nienawiść do najbliższych? Mógł czuć się odrzucony, bo bliscy nie chcieli już być jego prawnymi opiekunami. Bał się, że po raz kolejny trafi do zakładu psychiatrycznego. Taki wniosek wpłynął ostatnio do sądu.
- Chciał, żeby rodzina się nim zaopiekowała, ale tego nie zrobiła, bo też się bała jego czynów. On był nieobliczalny. Podobno teraz się mścił – mówi znajoma siostry Marka S.
Marek Ś. po napadzie i morderstwie zapadł się pod ziemię. Przez tydzień szukała go policja w tym specjalna grupa policyjnych „łowców głów” z Poznania, którzy specjalizują się w odnajdywaniu ludzi. Z Niemiec ściągnięto nawet psa tropiącego.
Zwierzę podjęło trop w trzech miejscach, ale za każdym razem zapach nagle się urywał. Mieszkańcy Ksawerowa żyjąc w strachu, bali się, że Marek Ś. ukrywa się nie daleko miejsca zbrodni.
Okazało się, że Marek Ś. od kilku lat uprzykrzał życie sąsiadom.
- Przez około trzy lata mama była atakowana, nie bezpośrednio ona, tylko jej rower. Miała spuszczane powietrze, miała przebijane opony, miała zdejmowany łańcuch, odkręconą kierownicę – mówi sąsiadka Marka Ś.
Zwłoki
Po tygodniu 2,5 km od miejsca zbrodni w Ksawerowie policjanci przeszukujący kolejny las znaleźli zwłoki Marka Ś. Siedział przy drzewie, ze sznurem zaciśniętym na szyi, obok leżał jego rower.
- Marek Ś. również jest ofiarą. Gdyby odpowiednie służby, instytucje zadbały o to, żeby chora osoba miała jakąś opiekę, była monitorowana to nie doszłoby do tragedii – mówi sąsiadka Marka Ś.
Zachowanie Marka Ś. od lat wskazywało, że nie radzi sobie z emocjami. Dopiero jego nowy opiekun prawny spoza rodziny, w czerwcu złożył wniosek o zamkniecie mężczyzny w zakładzie psychiatrycznym.