"Muszę kupić trumnę dla dziecka"

TVN UWAGA! 3773793
TVN UWAGA! 158109

- Oddajcie mi syna! Jak mam pochować moje własne dziecko? – płakała przed kutnowskim szpitalem Ewa Lach, której półtoraroczny syn Maciuś umarł przed tygodniem. Ta śmierć wstrząsnęła opinią publiczną. Wstępne wyniki sekcji zwłok dziecka wykazały jednak, że przyczyną śmierci było gwałtowne uduszenie z powodu niewielkiego fragmentu długopisu.

Mały Maciuś umarł we wtorek. Po wieczornej zabawie, kolacji i kąpieli, mama chciała położyć go spać. – On usiadł na łóżku, wyciągnął do mnie rączki a ja zobaczyłam, że on się dusi! – opowiada reporterce TVN UWAGA! pani Ewa.

Wcześniej, kiedy Maciuś zachorował, matka poszła z nim do lekarza rodzinnego. Ten uznał, że stan dziecka kwalifikuje się do hospitalizacji i wystawił skierowanie do szpitala. Stamtąd dziecko zostało jednak odesłane. - Lekarka powiedziała, że szpital jest przepełniony i panuje w nim zapalenie płuc. Mojemu dziecku zaproponowała leczenie domowe. To był lekarz. Dlaczego miałabym nie wierzyć lekarzowi? – pytała załamana matka.

Pani Ewa wróciła, więc do domu i od razu podała przepisane przez lekarkę ze szpitala leki. Stan zdrowia Maciusia poprawił się. Ale tylko na chwilę. We wtorek wieczorem, niespodziewanie, dziecko zaczęło się dusić. Przerażona kobieta zbiegła z synkiem do sąsiadów. Ci usiłowali go reanimować. Bardzo szybko przyjechała karetka pogotowia. – Reanimowali dalsze 50 minut, ale to nic nie dało – mówi sąsiad pani Ewy, Mateusz Kędzierski.

Od tamtego dnia pani Ewa nie może dojść do siebie. – Jutro muszę jechać i kupić dla dziecka trumnę – mówi kobieta. Wydaje się zupełnie nieobecna.

To nie pierwszy przypadek, kiedy Kutno zastyga w żałobie po śmierci dziecka.

Dwa inne przypadki śmierci małych pacjentów kutnowskiego szpitala wciąż są badane przez prokuraturę. - W tym szpitalu od kilkunastu lat jest bardzo poważny problem systemowy – oceniają.

Wieczorem, przed kutnowskim szpitalem, zebrała się duża grupa mieszkańców miasta. Przed wejściem do lecznicy ułożono znicze, kwiaty, ktoś zostawił maskotkę w kształcie serca. „Pozwalacie umierać zamiast ratować życie” – napisali na transparentach. - Oddajcie mi syna – płakała Pani Ewa. Była tak roztrzęsiona, że nie była w stanie wejść do szpitala o własnych siłach. Dwie osoby podtrzymywały ją, by nie straciła równowagi. - Ile dzieci ma zginąć w tym szpitalu, żeby coś się zmieniło? – pytali mieszkańcy Kutna. - Obiecuję państwu, ze wszystkie sprawy zostaną wyjaśnione – odpowiadał, już w środku, w szpitalu, starosta powiatu kutnowskiego, Krzysztof Debich. Odpowiedział mu krzyk: - „Nic nie robicie!” A jedna ze zgromadzonych kobiet pokazała zdjęcie… grobu swojego dziecka. – Łóżko szpitalne, czy cmentarz? – płakała. Kolejna kobieta opowiada, że kiedy na tutejszym oddziale leżało jej dziecko, sama musiała szukać apteki, by kupić leki do zbicia gorączki, bo nikt się dzieckiem nie interesował.

Zarzuty zrozpaczonych rodziców odpiera z-ca dyrektora ds. lecznictwa kutnowskiego szpitala, dr Grzegorz Koszada. - Przypadek małej Basi, Wiktorka i teraz Maciusia to są trzy różne przypadki. Dotyczą, niestety, jednego szpitala – mówi dr Koszada. I przekonuje: odmowa przyjęcia do szpitala małego Maciusia nie wynikała z tego, że w szpitalu nie było miejsca. – Nawet w tej chwili leży u nas więcej dzieci, niż mamy miejsc. Kiedy jest taka potrzeba, dziecko zawsze jest przyjmowane. W tym konkretnym przypadku, według pani doktor, bezwzględnej konieczności hospitalizacji nie było – przekonuje dr Koszada.

Ostatnio oddział pediatryczny kutnowskiego szpitala był kontrolowany przez NFZ cztery miesiące temu. Po śmierci sześciomiesięcznego Wiktora, który zmarł z powodu sepsy. – Stwierdziliśmy uchybienia i nałożyliśmy na szpital karę w wysokości przeszło 24 tys zł – mówi rzeczniczka łódzkiego oddziału NFZ, Magdalena Góralczyk.

Po śmierci Maciusia, NFZ prowadzi w szpitalu kolejną kontrolę, a ordynator oddziału pediatrycznego została zawieszona. Sprawę śmierci wszystkich trojga dzieci wciąż prowadzi prokuratura. W przypadku Maciusia wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że chłopiec udusił się z powodu niewielkiego fragmentu długopisu. Nie wiadomo jednak, jak długo ciało obce było w oskrzelach chłopca. Ten wynik będzie kluczowy dla ewentualnej odpowiedzialności lekarza i szpitala w tej sprawie. – Gdyby lekarka przyjęła moje dziecko do szpitala i zrobiła prześwietlenie, ono mogłoby wiele wykazać – mówi Ewa Lach.

Na ostateczne wyniki sekcji zwłok mama Maciusia będzie musiała czekać jeszcze kilka tygodni.

podziel się:

Pozostałe wiadomości