- Widzę zabawkę i wiem, że się nią bawił. Wącham pościel i wiem, że tam był. To było moje serduszko, to było takie moje dzieciątko i mi je zabrano. Najgorsza jest dla mnie świadomość, że to jest z powodu czyjejś niekompetencji. Moje dziecko by żyło, gdyby parę osób, które chcą leczyć, które chcą ratować ludzi, właściwie zareagowały – mówi mama Aleksa.
Niespełna siedmioletni Aleksy w środę z mamą trafił do pediatry z kaszlem i gorączką. W piątek konieczna była kolejna wizyta, stan chłopca się pogorszył. W ciągu dnia nie było miejsc do lekarza. Mama chłopca skorzystała z nocnej opieki lekarskiej.
- Pani doktor nas przyjęła po półtorej godzinie czekania. Oczywiście zapytała się o objawy. Powiedziałam, że w środę byliśmy u lekarza, że zdiagnozowano wirusa, że ma biegunkę, że drugi dzień już ją ma, i że ma plamy na brzuszku. Zbadała mu ten brzuszek i skupiła się na tym, kiedy on go boli, czy jak go naciska, czy jak go puszcza. A on już całe ciałko miał sine. Pytałam się, z czego wynika kolor skóry. Machnęła ręką – odpowiedziała temperatura. Ona go osłuchiwała, widziała, że ten oddech jest płytszy. Zajrzała w gardło i powiedziała, że migdałki nawet nie są powiększone - opowiada mama chłopca.
Infekcja wirusowa - taka była diagnoza w tczewskim ambulatorium. Nie wiadomo a jakiej podstawie to stwierdzono. Dziecka nie skierowano na żadne badania.
- Co do zaleceń to był środek wykrztuśny, preparat elektrolitowy oraz preparat oczyszczający górne drogi oddechowe i antybiotyk - mówi Bartłomiej Wróbel, rzecznik prasowy szpitali Tczewskich S.A.
- Stan Aleksa zaczął pogarszać się nad ranem, tak koło g. 6, 7. Zaczął mdleć. Pogotowie przyjechało w 10 minut. Lekarz chwycił za telefon i powiedział: stan ciężki, rezerwować OIOM i śmigło. Nawet go nie osłuchał, tylko go zobaczył. Pytał od kiedy to jest. Powiedziałam, że od wczoraj i że byłam u lekarza. Nie mógł uwierzyć – opowiada mama Aleksa.
Nieprzytomny Aleksy trafił na Oddział Intensywnej Terapii Szpitala Dziecięcego w Gdańsku. Lekarze blisko godzinę walczyli o jego życie.
- To była ostatnia i najgorsza postać sepsy. Cała sprawa rozegrała się w ciągu godziny. I pomimo intensywnego leczenia, które w całości zostało wdrożone, niestety nie przyniosło już spodziewanego efektu – mówi dr Barbara Skoczylas-Stoba, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii, Szpital Dziecięcy Polanki w Gdańsku.
- Otworzyły się drzwi, stanęła pani doktor i powiedziała słowa, których żadna matka nigdy nie powinna usłyszeć: pani dziecko umarło. Później już nic nie było ważne – mówi mama Aleksa.
Wstępne wyniki sekcji wskazują, że powodem śmierci była sepsa, a źródłem zakażenia zapalenie płuc.
- Zawsze zadaję sobie pytanie, czy można było zrobić coś inaczej, czy można było wcześniej zrobić jakieś konkretne badania, dać leki, które by zapobiegły niepotrzebnej śmierci. W przypadku tego małego chłopca, mama mówi o objawach, które są ewidentne dla sepsy. Więc być może ta pomoc udzielona dzień wcześniej, mogła tej tragedii zapobiec - mówi Krystyna Barbara Kozłowska, Rzecznik Praw Pacjenta.
Rzecznik Praw Pacjenta wszczął postępowanie wyjaśniające, a my próbujemy dowiedzieć się kim jest lekarka, która diagnozowała chłopca w tczewskim ambulatorium i dlaczego został on potraktowany rutynowo. Dostaliśmy komunikat drogą mailową , że lekarz miał kwalifikacje, Okręgowa Izba Lekarska wszczęła postępowanie wyjaśniające, a szpital nie udziela żadnych informacji. W rejestrze widnieją dwie lekarki o tym samym nazwisku. Informacje zdobywamy w Urzędzie Wojewódzkim. Odnajdujemy w końcu lekarkę, która badała Aleksa. Spotykamy ją na oddziale rehabilitacji w nowej pracy.
- Nie chcę na ten temat rozmawiać. Ja wiem, że państwo i tak już wydaliście wyrok – powiedziała.