Od tragedii minęły już ponad trzy lata. Bernadeta Gniecka, 47-letnia nauczycielka nauczania początkowego, powiesiła się na strychu domu, w którym mieszkała. Powodem miało być postępowanie dyrektorki w miejscowej podstawówce. Prokuratura oskarżyła dyrektorkę szkoły o trwające co najmniej osiem lat uporczywe znęcanie się nad podwładną. Polegało ono na nieustannej krytyce, nadmiernej kontroli i grożeniu zwolnieniem z pracy. Sądy dwóch instancji skazały oskarżoną na karę więzienia w zawieszeniu i pięcioletni zakaz pełnienia funkcji kierowniczych. - To jest naprawdę nieprawda, to są pomówienia. Wymagałam, ale wymagałam również od siebie. Naprawdę, stworzyłam bardzo dobre warunki pracy, zapoznawałam nauczycieli ze wszystkim, co mi kazało kuratorium, rada gminy. Nie było niczego, co, jakby to powiedzieć, nie było zgodne z prawem – broni się skazana za mobbing dyrektorka szkoły. Nauczycielka cierpiała na depresję. Dziesięć lat przed śmiercią przeżyła załamanie nerwowe i musiała skorzystać z pomocy psychiatry. Pomimo tych informacji, sąd i biegli lekarze uznali, że to postępowanie przełożonej przyczyniło się do samobójczej śmierci nauczycielki. - Ona była chora psychicznie. Być może, że to był nawrót tej choroby – mówi skazana za mobbing dyrektorka szkoły. W sądzie cywilnym w Nowym Sączu toczy się jeszcze proces cywilny w tej sprawie. Rodzina zmarłej domaga się od gminy, odpowiadającej za działania dyrektora placówki, 900 tysięcy złotych odszkodowania.