- Poszedłem na AWF, bo to bardzo dobra uczelnia – tłumaczy Łukasz Gołąbiewski. - Postanowiłem szybko zrobić studia by jak najszybciej wyjechać do pracy w klubach sportowych w Wielkiej Brytanii. Do tego potrzebny był mi dyplom. Zaraz po zakończeniu studiów Łukasz wyjechał do Anglii. Dyplom miał mu wysłać jego ojciec. Kiedy chciał go odebrać z Ministerstwa Sportu nie wiedział, że urzędnicy zorganizują mu prawdziwy tor przeszkód. - O dyplom syna walczyłem od końca maja, praktycznie do dzisiaj – mówi Henryk Gołąbiewski, ojciec Łukasza. - Dzwoniłem do dyrektora Janowicza. Najpierw obiecał mi dyplom w ciągu 30 dni, później poszedł na urlop, później powiedział, że ma bałagan w ministerstwie. We wrześniu powiedział mi wprost, że dyplom dostanę w październiki i żebym się od niego już odczepił. Mimo licznych obietnic, dyrektor nie wysłał dyplomu. Co więcej, zaczął unikać zniecierpliwionego ojca. Kiedy temu udaje się dodzwonić do ministerstwa, dyrektor udaje, że go nie ma. Osiem miesięcy telefonowania nic nie dało. Łukasz nie otrzymał dyplomu i stracił obiecaną pracę. Angielski pracodawca nie chciał uwierzyć chłopakowi, że ten skończył studia. - Kiedy przyszło do otwarcia klubu, ktoś inny uzyskał prace, bo Anglicy nie byli w stanie mi uwierzyć, że ja mam to wykształcenie i że mam ten dyplom – żali się Łukasz. Łukasz wrócił do Polski. Jedyne, co pozostało mu z wyjazdu to zdjęcia i rachunki. Brak dyplomu kosztował go 23 tysiące złotych. Postanowił więc wystawić rachunek urzędnikom. Nikt nie przeprosił Łukasza za to, co się stało, obiecali za to kolejną rozmowę. - Jeżeli to rzeczywiście jest nasza wina, to ja to sprawdzę a z panem Łukaszem się chętnie spotkam – mówi wiceminister sportu Grzegorz Schroeiber. Czy to kolejne obietnice bez pokrycia?