Mea culpa księdza Jankowskiego

Ks. Henryk Jankowski, słynny prałat, kapelan Solidarności, człowiek legenda a zarazem bohater kilku afer. Dziś mówi mea culpa. Jednak to, co jest do poprawienia w jego życiu, zostawia Panu Bogu.

Ksiądz Jankowski zawsze lubił luksus i nie krył tego. Już dawno temu zasłynął w organizowaniu wystawnych przyjęć. Na jego balach bawiły się setki gości i cały zespół Mazowsze. Był też świetnym biznesmenem. Zajął się produkcją wina Monsinior, ponieważ potrzebował pieniędzy na budowę ołtarza bursztynowego w kościele św. Brygidy. Ksiądz Jankowski kocha luksus, ale jak twierdzi, wszystko, co ma zawdzięcza samemu sobie. - Prawdą jest, że ksiądz lubi się stroić – mówi Leszek Lackorzyński, przyjaciel prałata – Lubi być elegancki, pachnący, codziennie przychodził do niego fryzjer, ale czy to jest wada?---obrazek _i/pra2.jpg|prawo|Ksiądz Jankowski--- Słynny prałat urodził się i całe dzieciństwo spędził w Starogardzie Gdańskim. Ojciec zginął na wojnie. To matka musiała utrzymywać całą rodzinę. Henryk od małego otoczony był kobietami. Ma trzy siostry, w tym bliźniaczkę. - Był zawsze opiekuńczy – mówi Renata Jankowska, młodsza siostra prałata. – I mamusi pomagał w domu, i nam. Dbał o nas bardzo. 20- letni Henryk po maturze i rocznej pracy w urzędzie skarbowym wstąpił do seminarium duchownego w Gdańsku Oliwie. - Nazywaliśmy go „pic” – wspomina ks. Bernard Zieliński – On zawsze lubił porządek. Dbał o siebie, żeby pięknie wyglądać. Ludzie często przypisują mu, że się tego nauczył w czasach kapłaństwa. Nie. On taki był od samego początku. Dobre, drogie i reprezentacyjne samochody, to jedna z większych słabości prałata. Teraz jeździ jaguarem. - W tej chwili mam jaguara, ale nie jestem zadowolony – mówi ks. Jankowski. – Bo jaguar to zabawka. Za mały jest. Wcześniej miałem mercedesy przez wszystkie lata.---obrazek _i/prat5.jpg|prawo|Ksiądz lubi dobre samochody--- Mercedes, taki pseudonim nosił prałat już w czasach Solidarności, a nadał mu ją urząd bezpieczeństwa. Już wtedy do strajkujących stoczniowców przyjeżdżał najnowszym modelem tego samochodu. - Ks. Jankowski sobie wtedy żartował i mówił, że jak chce, to sobie w ten mercedes prysznic wstawi – mówi Bogdan Olszewski, były działacz Solidarności. Prałat w burzliwych latach osiemdziesiątych cieszył się ogromną popularnością. Do kościoła św. Brygidy przychodziły tłumy, aby wysłuchać jego patriotycznych kazań i nierzadko znaleźć schronienie. - Plebania była takim kawałkiem wolnej Polski – dodaje Olszewski. – Na plebani było wiele osób, które mogły być zatrzymane. A tam były bezpieczne. Pamiętam, przez kilka dni mieszkał premier Mazowiecki. Nie mówię już o Adamie Michniku, który chyba z tydzień spędził na plebani. Salony księżowskie były też do dyspozycji pana Wałęsy. Gdy przyszła wolna Polska wszystko się zmieniło. Zmieniła się kraj i prałat. Z legendy Solidarności przeistoczył się w antysemitę. Złą sławę zaczął budować od antysemickich publikacji i skandalicznych grobów pańskich. Przez długi czas nie schodził z pierwszych stron gazet. Popularność księdza wciąż jednak była ogromna. Na każdą niedzielną mszę przychodziły tłumy wiernych Gdy ksiądz biskup stracił cierpliwość i zakazał mu głoszenia kazań, wierni kościoła św. Brygidy wpadli w szał. Paweł Huelle, pisarz skrytykował księdza Jankowskiego na łamach prasy. Prałat oskarżył go o zniesławienie, wytoczył proces i wygrał. Sąd okręgowy w Gdańsku stwierdził, że Paweł Huelle przekroczył granice krytyki prasowej i ma przeprosić księdza. Wcześniej ksiądz został oskarżony o molestowanie seksualne ministranta. Po dochodzeniu postępowanie umorzono z powodu braku dowodów. Seksuolog Lew Starowicz po zbadaniu sprawy nie uwierzył w winę księdza. Prokuraturę powiadomiła matka chłopca. Po dochodzeniu prokuratorskim ksiądz Jankowski podupadł na zdrowiu. Od lat choruje na cukrzycę, ostatnio choroba rozszalała się na dobre. Prałatowi groziła amputacja stopy, wystąpiła też niewydolność nerek. Przez cztery miesiące był przykuty do łóżka. Ksiądz jednak nie podupada na duchu. - Wszystko się goi – mówi. – Nogi mam już zdrowe, widocznie muszę komuś nakopać jeszcze.---obrazek _i/prt3.jpg|prawo|Ksiądz w szpitalu--- Ksiądz Jankowski prosto ze szpitala pojechał na imieniny Lecha Wałęsy. To pierwsze oficjalne pokazanie się prałata po głośnych aferach. W posiadłości prezydenta czuł się nieswojo. Przez cały czas pozostawał w cieniu, a nie w centrum uwagi jak dawniej. Kilka dni po imieninach Lecha Wałęsy prałat obchodził 41. rocznicę kapłaństwa. Ta uroczystość miała niewiele wspólnego z hucznymi imprezami sprzed lat. Z dawnych znajomych pojawiła się tylko Danuta Wałęsa, bez męża. - Ludzie, którzy chcieli się parać polityką mieli przystań w kościele św. Brygidy i tam wszyscy przychodzili – mówi Danuta Wałęsa. – Z chwilą, gdy się to już rozwinęło, to tak jakby zapomnieli o księdzu. - Ten jubileusz jest dla mnie bardzo ważny - – mówi prałat. - Człowiek musi sobie powiedzieć mea culpa i rozważyć, w czym dorósł, w czym nie dorósł. Także czas na poprawę jeszcze jest. To, co jest do poprawienia, to zostawiam Panu Bogu.

podziel się:

Pozostałe wiadomości