Mąż za kierownicą zamienił się w żonę

Wiele wskazuje na to, że pijany policjant o mało co nie przejechał na śmierć młodego chłopaka. Prokuratura ma całkiem odmienne zdanie i umarza postępowanie.

Kilka miesięcy temu w Brzesku doszło do wypadku. 17-letni chłopak trafił do szpitala w stanie śpiączki. Miał obrzęk mózgu, poważne obrażenia wewnętrzne i pogruchotaną szczękę. Nikt nie dawał mu większych szans na przeżycie. Na szczęście stało się inaczej. Dopiero, gdy odzyskał przytomność, dowiedział się, co się stało.---obrazek _i/brzesk/POLICJANT BRYESKA 2.jpg|prawo|Maciej Ruszaj--- - Wracałem nocą z imprezy, potknąłem się i musiałem uderzyć głową o asfalt. Straciłem przytomność – tyle zapamiętał Maciej Ruszaj. Na leżącego na jezdni chłopaka najechał samochód. Mimo późnej pory, wypadek widzieli świadkowie. Jeden z nich dokładnie relacjonuje przebieg wydarzeń. - Pobiegłem na miejsce – stał gościu, machał rękami i mówił, żebym mu pomógł, bo rozjechał człowieka – opowiada Jarosław, świadek. – Wziął go za barki i zaczął wyciągać spod samochodu. Powiedziałem, żeby go zostawił, bo jak ma uraz kręgosłupa czy coś takiego, to go jeszcze dobije. U mężczyzny, który krzyczał, że rozjechał człowieka, stwierdzono 0,8 promila alkoholu. Okazał się nim miejscowy policjant Tomasz M. Sprawą wypadku zajęła się prokuratura. Szybko jednak umorzyła postępowanie. Do prowadzenia samochodu przyznała się w międzyczasie żona Tomasza M. Agata, a śledztwo wykazało, że nie ona była winna spowodowania wypadku. Jednak świadkowie nie pamiętają, by w samochodzie zaraz po wypadku był ktoś jeszcze oprócz Tomasza M. Marcin Chamielec zapamiętał, że M. dzwonił do kogoś i często wymieniał imię Agata. Inny świadek pamięta, że niedługo po wypadku w pobliżu pojawił się drugi samochód. - Podjechał dodge pick-up i miałem wrażenie, że ktoś wysiadł na skrzyżowaniu i przyszedł na miejsce wypadku – mówi Artur Mendelewski. Jego wersję potwierdza i rozszerza Marcin Chamielec: - Podczas akcji ratunkowej kierowca gdzieś znikł i po 15 – 20 minutach przyszedł z żoną. Relacja barmanek z pubu w centrum Brzeska pozwala natomiast zrekonstruować wydarzenia, które poprzedziły wypadek. Tomasz M. był w pubie ze swoim kolegą. - Sprzedałam mu dwa drinki, jednego dostał od kolegi: to razem trzy – mówi jedna z barmanek. - Lubił sobie popić. Jego żony na pewno u nas wtedy nie było – dodaje druga. Jednak wszystkie te świadectwa, w tym to, według którego Tomasz M. miał zaraz po wypadku przyznać się do jego spowodowania, nie zostały wzięte pod uwagę przez prowadzących śledztwo. - Słowa Tomasza M. mogły być przejęzyczeniem, lapsusem – mówi Bożena Owsiak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie. – Wypadek to sytuacja stresująca, tak dla obserwatorów, jak uczestników. Wszystkie przeprowadzone czynności wskazują, że samochód prowadziła Agata M. Jednej z czynności nie udało się prokuratorom przeprowadzić. - Biegły od ustalania przyczyn wypadków powiedział, że nie da się ustalić prędkości samochodu – mówi Bożena Owsiak. – Skłania się, by dać wiarę Agacie M., że jechała z prędkością zbliżoną do dopuszczalnej. Tomasz M. nie chciał rozmawiać z dziennikarzem UWAGI! Zasłonił się przepisami, zabraniającymi jakoby udzielania mu wywiadów. Dotąd nie przeprosił potrąconego chłopaka. Rodzice Macieja Ruszaja odwołali się od decyzji prokuratury. W sprawie powołano nowych biegłych. W międzyczasie barmanki, które rozmawiały z dziennikarzem UWAGI!, były zastraszane. Jak twierdzą, znajomi policjanta grozili im, że popadną w poważne kłopoty, jeśli będą zbyt rozmowne.---strona--- Przeczytaj także:Kto kierował taksówkąRówniejszy wobec prawaCzy pijany lekarz jest nieszkodliwy?Pijany kierowca zabił harcerkęZabił po pijanemu, ale jest niewinny

podziel się:

Pozostałe wiadomości