Tomasz Komenda został oskarżony o to, że brutalnie zgwałcił i zamordował 15-letnią Małgosię K. Został za to skazany na 25 lat więzienia. Sąd Najwyższy uniewinnił go po 18 latach pozbawienia wolności.
Trudne dzieciństwo i młodość
Dzieciństwo pani Teresy Klemańskiej, matki Tomasza Komendy nie było spokojne. Kobieta przeszła piekło z ojcem alkoholikiem, który bił ją, jej matkę i siostry.
- Spałam z tasakiem, bo bałam się, że będzie nas bił. Musiałam przede wszystkim bronić siostry i mamę. Ojciec pił, matka pracowała na trzecią zmianę. Pewnego dnia ojciec przyszedł pijany w nocy, zaczął nas wyzywać. Nie wytrzymałam już i uderzyłam go. Miałam 12 lat – opowiada pani Teresa Klemańska.
Jej pierwsze małżeństwo okazało się porażką. Po kilku latach uciekła od męża.
- Jak byłam w ciąży z Tomkiem, to uciekłam do matki. Nie wytrzymałam, bo mąż mnie bardzo bił. Dzieci dały mi siłę, do tej ucieczki, jestem im za to wdzięczna – wspomina.
Krótko po tym, poznała obecnego męża - Mirosława Klemańskiego. Urodziła jeszcze dwóch synów - Krzysztofa i Piotra. Pani Teresa i pan Mirosław ciężko pracowali, aby utrzymać rodzinę, ale wiedli spokojnie i szczęśliwie życie.
Wszystko zmieniło się, gdy aresztowano jej ukochanego syna Tomasza.
- Moje normalne życie urywa się w momencie – podkreśla.
Był drobny i schorowany
- Tomek to była moja przylepeczka. Był mały, dużo chorował, urodził się wcześniakiem – opowiada pani Teresa.
Od momentu zatrzymania Tomasza, poza sprawą syna, nie liczyło się dla niej nic.
- Mama bardzo skoncentrowała się na zrobieniu wszystkiego, co możliwe, by pomóc Tomkowi. Poniekąd wszyscy ją na długi czas straciliśmy. W pewnym momencie się w tym zatraciła, doszło do prób samobójczych – wspomina Gerard Komenda, brat Tomasza.
Pani Teresa wierzyła, że sąd wyższej instancji uniewinni syna. Stało się inaczej i sąd zwiększył wyrok z 15 na 25 lat. Wtedy Tomasz postanowił popełnić samobójstwo. Napisał do matki pożegnalny list.
- Tomek pożegnał się ze mną. Przyszłam do domu, wzięłam tabletki i razem z nim chciałam odejść. Zabrakło może godziny, Piotrek wrócił do domu – opowiada pani Teresa.
Drugi raz, zrozpaczona matka chciała popełnić samobójstwo po odmowie przyjęcia skargi przez Europejski Trybunał Praw Człowieka.
- Synowie mieli do mnie żal, że chciałam uciec i zostawić Piotrusia, najmłodszego z nich. Wtedy miał 9 lat i wszystko pamięta. Do dziś ma żal, że chciałam to zrobić i nikt nam nie pomógł – mówi pani Teresa.
Siłaczka
Przez kilkanaście lat pani Teresa nie straciła wiary w syna i sprawiedliwość. Każdego dnia chodziła pod areszt, każdego dnia błagała prokuratorów, prawników i policjantów, by ją wysłuchali.
- Moja mama jest filarem tej rodziny. Jest osobą, która to spaja, trzyma w ryzach i kontroluje. My pozwalamy jej na to poczucie i wszyscy są szczęśliwi – mówi Gerard Komenda.
Przez te lata, które jej syn spędził za kratami pani Teresa otrzymała od niego setki listów, wśród nich te z okazji Dnia Matki.
„Nie płacz moja kochana mamo, otrzyj łzami zalane powieki, bo gdy wyjdę z więzienia będziemy razem na wieki”, pisał Tomasz.
Tomasz od wyjścia z więzienia mieszka z rodzicami w jednej z wrocławskich kamienic. Początkowo nie wychodził sam z domu, cały czas spędzał z matką lub braćmi. Teraz coraz śmielej zaczyna żyć samodzielnie.
- Wychodzi coraz częściej. Nie wnikam gdzie, nie dopytuję, ale wszystko wiem. Jest szczęśliwy i to mi się podoba. Bardzo czekam żeby założył rodzinę – mówi matka.
Jej wspomnienia można przeczytać w wydanej niedawno książce pt. „Walka przez łzy”.
- Wygadałam się, wypłakałam do tej książki. Ulżyło mi. To książka napisana łzami. Nasza sprawa trwa już 19 lat, a ja dalej płaczę. To łzy szczęścia i niemocy. Chcę żeby się to już skończyło i żebym została normalną matką i babcią – kończy.