- Byłam pewna, że się zaczadził. Dopiero później się dowiedziałam, że został ugodzony nożem. W samo serce – mówi reporterowi UWAGI! Helena Kościółek, matka 44 letniego Krzysztofa. Kobieta wspólnie z synem wychowywała dwie, pełnoletnie już córki, mężczyzny.
Pożar w mieszkaniu jej syna wybuchł późnym wieczorem. Mimo reanimacji, Krzysztofa nie udało się uratować. Mężczyzna miał rany w okolicy klatki piersiowej. Jeszcze tej samej nocy zatrzymany został jedyny przyjaciel ofiary – Jacek. To on, krótko po zdarzeniu zadzwonił na numer alarmowy, by poinformować o pożarze.
- To był naprawdę dobry chłopak, kłopotów z nim nigdy nie było. Nie wierzę w to… Tyle lat się znać i żeby coś takiego zrobić? – płacze matka Jacka, Aniela Mąkos.
Jacek i Krzysztof poznali się w szpitalu psychiatrycznym w Lublińcu, gdzie oboje pracowali. Ich przyjaźń przybrała nieoczekiwany obrót po rozwodzie Krzysztofa, kiedy to Jacek… związał się z jego byłą żoną. Mężczyznom nie przeszkodziło to jednak dalej się przyjaźnić. – Jaki Krzysiu był dobry! Kiedy była żona się wyprowadzała, on pomagał jej przewozić meble! – wspomina pani Helena.
Dlaczego Jacek zamordował przyjaciela? Według prokuratorów poszło o nową partnerkę Krzysztofa.
- Zaczęli się kłócić, wziął nóż z kuchni, zamordował go, podpalił, poszedł na miasto – płacze siostra Jacka, Brygida Franciszczok. Kobieta twierdzi, że jej brat wrócił później do mieszkania, w którym zostawił Krzysztofa, bo chciał go ratować. - Ale już było za późno… - dodaje.
Prokuratorzy interpretują zachowanie Jacka inaczej. Według nich mężczyzna robił, co mógł, by uniknąć odpowiedzialności za zbrodnię. Podpalił mieszkanie, by zatrzeć ślady morderstwa. Również późniejszy telefon na policję miał pomóc się wybronić.
Jacek usłyszał już zarzut zabójstwa.
Helena Kościółek zapala znicze na grobie syna. – Ciągle widzę go uśmiechniętego. Wydaje mi się, że przyjdzie i powie: „Cześć mamo”. Przecież to on miał pochować mnie…