Przypalała córki papierosami?

TVN UWAGA! 4245937
TVN UWAGA! 217808
Córeczki Małgorzaty J. były bite, a nawet przypalane papierosami. Zdaniem prokuratury, która postawiła ich matce zarzuty, kobieta znęcała się nad swoimi dziećmi ze szczególnym okrucieństwem aż cztery miesiące. Przez cały ten czas do domu przychodzili pracownicy opieki społecznej i nie zauważyli żadnych oznak patologii. Dyrektorka teraz broni swoich pracowników i nazywa ich profesjonalnymi oraz kompetentnymi.

- Nie mam sobie nic do zarzucenia - mówi dyrektor OPS w Starogardzie Gdańskim, Urszula Ossowska. Opisy obrażeń dzieci są jednak zatrważające: "zasinienia i ślady po przypaleniu na ręce, między palcami, na plecach, udach, pachwinach, brak dwóch paznokci na palcach u stopy, krwiak za uchem i na środku głowy". - Na odkrytych częściach ciała dzieci pracownicy OPS nie zauważyli jednak żadnych oznak przemocy - odpowiada pani dyrektor i zapewnia, że zatrudnia kompetentnych pracowników.

"Wszystko ją bolało"

To jednak nie pracownicy opieki społecznej, a jedna ze znajomych 23-letniej Małgorzaty J. przerwała dramat trójki małych dzieci. Agnieszka Menczykowska odwiedziła kobietę i jej dzieci, z którymi bawiła się jak zazwyczaj. - Malutka się nachyliła i zobaczyłam dziwne ślady - opowiada nam kobieta.

Za zgodą matki, zabrała dziewczynkę do siebie. - Nawet nie mogłam jej prowadzić za rękę, bo wszystko ją bolało! Kiedy już w domu zdjęłam rajstopki, zobaczyłam, że nie ma jednego paznokcia i jest poprzypalana! - opowiada pani Agnieszka, która powiadomiła o sprawie policję.

Od kolejnej sąsiadki słyszymy, że przemoc w tym domu, była na porządku dziennym. - Między nią a córkami nie było żadnej relacji. Jak chciały się bawić zabawkami, to ona je brała i wyrzucała albo paliła. Wyzywała je od szmat. Padały różne słowa: "Ja was k..a pozabijam". Zawsze były popychane i bite. Zwierząt się tak nie traktuje, jak ona traktowała swoje dzieci - opowiada kobieta.

Znęcanie ze szczególnym okrucieństwem

Po interwencji policji, dzieci zostały przewiezione do szpitala, a powołany w sprawie biegły stwierdził, że z całą pewnością nad dwiema dziewczynkami znęcano się ze szczególnym okrucieństwem.

- Były to obrażenia urazowe powstałe w różnym czasie: otarcia naskórka i rany charakterystyczne dla przypalania papierosami - mówi rzeczniczka prokuratury okręgowej w Gdańsku, Tatiana Paszkiewicz. 23-latka została zatrzymana na trzy miesiące. - Postawiono jej zarzut fizycznego i psychicznego znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad swoimi małoletnimi dziećmi w wieku 13 miesięcy, 2 i 3 lata - mówi prokurator. Małgorzata J. nie przyznała się do stawianych zarzutów.

Nasz reporter rozmawiał z ojcem kobiety. - To wszystko bzdura! Córka była w porządku i zawsze dbała o dzieci. Była dobrą matką – opowiada mężczyzna. Z naszych informacji wynika jednak, że również w rodzinnym domu Małgorzaty J. dochodziło do przemocy. To, dlatego jako dziecko, została ona stamtąd zabrana. - Ja wtedy byłem w zakładzie karnym - przyznaje ojciec kobiety i szybko dodaje, że kiedy tylko córka skończyła 18 lat, z własnej woli wróciła do rodzinnego domu.

Opieka społeczna nie widziała

O koszmarze, jaki zgotowała własnym dzieciom, opowiada nam sąsiadka kobiety. - Dzieci były wiecznie zamknięte w domu. Kiedyś przyszła pani z OPS na wywiad do domu, na wywiad. Dzieci płakały, więc ta pracownica powiedziała: "Niech pani je wyprowadzi do drugiego pokoju, bo przeszkadzają" – relacjonuje kobieta.

Ze względu na udzielane zasiłki i świadczenia OPS miał kontakt z rodziną od grudnia ubiegłego roku. W tym czasie pracownicy wielokrotnie wizytowali mieszkanie Małgorzaty J. - Trzech pracowników socjalnych odwiedzało tę rodzinę w różnym czasie i żadna z tych osób nie uważała, żeby to były warunki umożliwiające przebywanie tam rodziny i wychowaniu dzieci - potwierdza Ossowska.

- Pracownica socjalna przychodziła, papierkową robotę "odwaliła" i tyle. Nic więcej. Tam wystarczyło tylko wejść, żeby poczuć, jak śmierdzi! Bo ona paliła papierosy i nie wietrzyła. A nocnik dziecka wyglądał tak, że na śmietniku by pan lepszy znalazł - odpowiada znajoma kobiety. I stanowczo dodaje, że dzieci Małgorzaty J. były zawsze brudne.

Od Agnieszki Menczykowskiej słyszymy, że problemy w tym domu zaczęły się kilka miesięcy temu. Kiedy kobietę opuścił mąż. - To wtedy zaczął się brud, zaniedbywanie, lodówka była wiecznie pusta - wylicza pani Agnieszka.

"Nie widzę w tym nic dziwnego"

Właściciele wynajmowanego do niedawna przez Małgorzatę J. mieszkania pozwolili nam wejść do środka. W trakcie tej wizyty do lokalu przyszedł również ojciec dzieci, aby zabrać stamtąd ich rzeczy. - Nic takiego nie miało miejsca! Kiedy ostatnio widziałem dzieci wszystko było normalnie - zaklina się mężczyzna.

Również pracownicy socjalni przez wiele miesięcy nie zauważali żadnych zaniedbań. A byli w domu Małgorzaty J. nawet w dniu, gdy cała sprawa ujrzała światło dzienne! - Kilka minut przede mną mieszkanie opuściła pani z OPS! Widząc to samo, co ja, ona nie zareagowała. Dopiero ja musiałam to zrobić - mówi Agnieszka Menczykowska. I podkreśla, że ta sama pracownica OPS, jeszcze tego samego dnia, wróciła do mieszkania, by odebrać dzieci w asyście policji. - Nie widzę w tym nic dziwnego - mówi dyrektorka OPS.

Dzieci Małgorzaty J. trafiły do rodziny zastępczej. - Zrobię wszystko, żeby zabrać je do siebie - zapowiada w rozmowie z naszym reportem ich ojciec.

podziel się:

Pozostałe wiadomości