- Wszystko pamiętam z tamtego czasu, tak jakbym widziała Iwonę wczoraj. Tego momentu nie zapomnę nigdy – mówi matka Iwony Wieczorek, w niepublikowanej dotąd rozmowie, która została przeprowadzona w 2017 roku.
- Dopóki nie będę wiedziała, czarno na białym, że Iwona nie żyje i gdzie jest jej ciało, to nie zaznam spokoju – podkreśla kobieta.
Od zaginięcia Iwony Wieczorek minie 13 lat
13 lat, które minęło od zaginięcia, to dużo, ale sprawa nie przestaje budzić ogromnych emocji, bo nie wiadomo co się stało. Okoliczności zdarzenia wciąż skrywają wiele tajemnic.
- Iwona była wtedy w takim czasie, że przez cały czas mówiła: „Mamo, to są najdłuższe wakacje mojego życia”. Chciała to jakoś wykorzystać. To był piękny, letni, wakacyjny dzień, gdzie było dużo imprez. Koleżanki miały jakieś urodziny, były jakieś dyskoteki. Były jakieś spotkania związane ze zdaniem matury i oczekiwaniem na studia. Wiedziała, że jak pójdzie na studia, to takich wakacji już nie będzie – opowiada matka Iwony.
Impreza
Po dobrze zdanej maturze Iwona Wieczorek, jak większość młodych ludzi, korzystała z wakacyjnego życia. Najpierw z przyjaciółmi spotkała się na terenie ogródków działkowych, później udali się na imprezę do jednego z sopockich klubów. W tę noc Iwona miała spać u przyjaciółki Adrii.
- Już wcześniej wiedziałam, że ona idzie na tę imprezę. Że mają się spotkać, że poznała nowych znajomych. Byli to przede wszystkim chłopcy, którzy byli na tej imprezie. Poznani jakiś miesiąc czy dwa wcześniej. Natomiast koleżanki to były koleżanki Iwony, z którymi ona od lat się przyjaźniła – mówi matka Iwony Wieczorek.
- Iwona zadzwoniła do mnie i powiedziała: „Mamo, biorę prostownicę i kosmetyki. Wychodzę już i idę do Adrii, będziemy przygotowywać się na imprezę”. Powiedziałam: „Dobrze, idź. A co następnego dnia? Wracasz do domu czy nocujesz u Adrii?”. Powiedziała: „Zobaczymy, jak nie przyjdę do domu, to na pewno będę nocowała u Adrii”. Tak, jak to było wielokrotnie. Nic nie wskazywało na to, że coś się może wydarzyć – mówi matka Iwony.
Z relacji kobiety wynika, że następnego dnia, około godz. 15 czy 16, przyszedł kolega Iwony z koleżanką.
- Pyta się, czy u mnie w pracy nie ma Iwony. Pytam: „Jak to? Przecież Iwona śpi u Adrii”. Usłyszałam: „Nie, u Adrii jej nie ma”. Ja mówię: „To może gdzieś indziej jest?”. Usłyszałam: „No, nie, nie ma, bo my jej szukamy od rana”. Byłam zaskoczona, powiedziałam: „Jak to szukacie jej od rana? Szukacie jej od rana i nigdzie jej nie ma? I dopiero teraz przychodzicie do mnie? I szukacie jej u mnie w pracy?”. Wzięłam tę młodzież i powiedziałam, że pójdziemy tą drogą, którą mogła ona pójść” – przywołuje matka zaginionej.
Iwona Wieczorek, prawdopodobnie po jakiejś sprzeczce, opuściła klub sama około 3 w nocy. Według ustaleń i treści SMS-ów, dziewczyna szła nadmorską promenadą w kierunku Gdańska.
- Zaczęłam chodzić po tej promenadzie, każdy kosz na śmieci był mój. W sensie takim, że zaczęłam szukać torebki czy czegoś. Niczego tam nie znaleźliśmy. Postanowiłam zgłosić zaginięcie mojej córki na policję – opowiada kobieta. I dodaje: - Policjant był zdziwiony, że w ogóle przyszłam, że ona może gdzieś zabalowała, może gdzieś nocuje. Usłyszałam: „Co pani się denerwuje? To było wczoraj, może się znajdzie”. To były lekceważące słowa. Przecież ja jestem matką, moje dziecko zaginęło i zdałam sobie sprawę, że coś się stało. Iwona nigdy tak nie postępowała, znam swoją córkę i wiem o tym, że gdyby chciała wyjechać, gdzieś pójść, to by się zachowała inaczej. Napisałaby SMS-a: „Mamo, jestem tu i tu, wracam za dwa dni czy trzy dni”. Wiedziałam, że coś się wydarzyło.
Poszukiwania Iwony Wieczorek
Rozpoczęły się poszukiwania. Pojawiły się różne hipotezy, co mogło wydarzyć się tej feralnej nocy. Dlaczego 19-latka nagle zniknęła bez śladu?
- W głowie kręciły mi się takie scenariusze, że to jest nie do opisania. Doskonale znam Iwonę i wiem, jak Iwona słabo znosiła ból. Ona jak złamała paznokieć, to płakała, bo krew jej leciała. Była bardzo mało odporna na ból i to mi się wszystko jakoś potęgowało. Nie potrafiłam nawet racjonalnie myśleć. Płakałam, myśląc, jak ona cierpi albo cierpiała, czy ktoś ją bije, gwałci, morduje, czy zamknął ją w piwnicy.
Co się stało, że Iwona wyszła z klubu, zostawiła przyjaciół, w tym Adrię, u której miała nocować?
- Dzwoniłam do Iwony zaraz po wyjściu z dyskoteki. Chcieliśmy, żeby do nas dołączyła i żeby wróciła razem z nami do domu. Iwona najpierw w złości powiedziała, że ona jest już pod domem, że mamy na nią nie czekać, no, ale zrobiła to ze zdenerwowania. Potem się jeszcze raz zapytałam: „Gdzie jesteś Iwona? My tutaj czekamy na ciebie”. Powiedziała, że znajduje się między drugim a trzecim wejściem na plażę, że do końca nie pamięta, ale mówiła, że zostaje w Sopocie. No i tyle było z tej rozmowy. Potem pisałam z nią jeszcze SMS-y – mówiła przez laty koleżanka Iwony.
- Wątpliwości pojawiały się wtedy, gdy zaczęłam zadawać pytania, o co Iwona się pokłóciła. Dlaczego wyszła? Bo to jest do Iwony niepodobne, żeby opuściła koleżanki i kolegów, i poszła sama do domu. Ja nie znam takiej Iwony – podkreśla matka. I dodaje: - Iwona oczywiście miała swoje zdanie i czasami była czupurna, nie mogę powiedzieć, że nie, bo miała swoje zdanie i go broniła, ale nigdy nie było tak, żeby Iwona wyszła sama.
- Wątpliwości pojawiły się wtedy, gdy młodzież nie potrafiła mi opowiedzieć, o co oni się pokłócili. Usłyszałam, że o bzdury. Zapytałam: „O jakie? Co się wydarzyło? Ktoś Iwonę klepnął w tyłek?”. Padło – nie. „Ktoś Iwonę obraził i poczuła się urażona?”. Też nie. „O bzdury”. Jak można się pokłócić o bzdury? Nikt nie jest w stanie mi powiedzieć, o co oni się pokłócili – zaznacza kobieta.
W poszukiwania Iwony, oprócz specjalnych jednostek policji, zaangażowano detektywów, jasnowidzów, radiestetów. Podczas śledztwa przesłuchano 300 świadków. Pomimo przeszukań, sprawdzania billingów, monitoringu, wielokrotnych analiz i kilkunastu lat - nie udało się rozwiązać sprawy, a nawet wykluczyć pewnych hipotez.
- Ja w to raczej nie wierzę, że Iwona mogłaby gdzieś sobie żyć, nie kontaktując się ze mną. To w przypadku Iwony nieprawdopodobne. Ona o wszystkim mi mówiła, dlaczego wtedy miałaby mi nie powiedzieć? Dlaczego miałaby zrezygnować z czegoś, co tak naprawdę bardzo chciała? Być w domu, skończyć studia – mówi matka. I dodaje: - Iwona chodziła na kurs na prawo jazdy. Była jeszcze przed egzaminem. Dlaczego miałaby pozbywać się czegoś, na co pracowała? Iwona, gdyby chciała wyjechać, podkreślałam to wielokrotnie, to by mi normalnie to powiedziała.
- Muszę wiedzieć, co się z nią stało. To jest moje dziecko i jestem na to w jakiś sensie przygotowana, że Iwona nie żyje. I muszę raz na zawsze ten etap zakończyć w swoim życiu – podkreśla matka Iwony i dodaje: - Jeśli wiemy, że nasza bliska osoba nie żyje, to bardzo cierpimy, ale leczymy się z tego, czas goi rany. A u mnie? Co goi czas? Tak naprawdę nic. Cały czas odnawiam w sobie ten ból, który został mi zadany. Po prostu już tego nie chcę. Chcę wiedzieć, gdzie jest jej ciało. Iść i zapalić jej świeczkę, pomodlić się. Tak, żebym wiedziała, gdzie jest moje dziecko. A nie mówić, że nie wiem, gdzie ona jest, bo to jest gorsze.
W niedzielę w Superwizjerze przedstawimy główne hipotezy śledcze, a także opinie policjantów, którzy pracowali nad sprawą. Reportaż „Co mówi nam telefon Iwony Wieczorek?” Jakuba Stachowiaka i Łukasza Frątczaka o 22.40.
Autor: Uwaga! TVN