Maria Kiszczak była żoną jednego z najważniejszych oficjeli PRL. Jak wspomina wyjazdy i bankiety z decydentami?
Bankiet i oddzielna sala
- Bardzo długi stół był na środku dużej sali, obrazy na ścianach. Bardzo to ładnie wyglądało - wspomina przyjęcia z okazji rewolucji październikowej w radzieckiej ambasadzie. - I tłum ludzi wokół tego stołu. W pewnym momencie wszyscy podchodzili, tam talerze i jedzonko było. I rozmowy, i rozmowy... - opisuje wdowa po Czesławie Kiszczaku.
Wspomina, że oprócz takiej ogólnej sali, była też osobna, ale nie do końca oddzielona, w której zasiadali "ważniejsi". - Myśmy się też tam znaleźli - mówi Maria Kiszczak.
"Stałam w kolejce"
- Dokoła szaro, w sklepach pustki, a państwo chyba tak bardzo nie cierpieli? - pyta reporter UWAGI! Tomasz Kubat. - Bardzo późno zaczęłam korzystać z tych udogodnień, dopiero w ostatnim okresie - twierdzi Maria Kiszczak i przekonuje, że Czesław Kiszczak wcale nie starał się jej ułatwiać życia. - Normalnie stałam w kolejce i robiłam zakupy w normalnych sklepach - wspomina i dodaje, że gdyby w tamtym czasie się upierała, to może "byłoby coś dla niej". - Ale mnie bardziej odpowiadało takie zwykłe życie - mówi.
Wspomina okres, gdy miała zajęcia w szkołach ekonomicznych. - Po zajęciach szłam do sklepu kupowałam mięso, wtedy nie było kolejek - opowiada Maria Kiszczak. Według niej za to, że później było ludziom dużo ciężej, odpowiada "Solidarność", która celowo niszczyła gospodarkę, "by ustrój socjalistyczny upadł".
"Zlikwidował mi ten przywilej"
Maria Kiszczak wspomina też, że jako żonie ministra spraw wewnętrznych przysługiwał jej służbowy samochód. - Mąż od razu mi ten przywilej zlikwidował. Ale miałam swój samochód i jeździłam własnym - mówi.
Jak twierdzi, w peweksach nie bywała. - Jak miałam jakąś chandrę, to chodziłam po naszych sklepach. Naprawdę dużo ładnych rzeczy można było kupić w naszych sklepach. Również w komisach - opowiada i wspomina, że "miała typową figurę i wiele rzeczy dla niej było".
- Zawsze żyliśmy oszczędnie - przekonuje.
"Trochę głupot w swoim życiu zrobiłam"
Jak przyznaje, była zazdrosna o męża, a nawet raz groziła bronią. - Miałam taki epizod w życiu - wspomina z uśmiechem. Jednak o tym, kto konkretnie stanowił problem, mówić już nie chce. - Problem w tym, że nie wiem, o kogo [chodziło] - twierdzi. Ale zaraz potem precyzuje, że miała "kłopot" z pewną kobietą, która często bywała w domu Kiszczaków i prosiła o pomoc dla bardzo chorego męża. - Jej pani bronią groziła? - dopytuje reporter UWAGI! - Tak, bo mi tak doniesiono - wspomina.
- Trochę głupot w swoim życiu zrobiłam - przyznaje zaraz potem. I chociaż o tym, że sama zdradziła męża, napisała w książce, teraz nie chce mówić. - Było, minęło. Nie będziemy o tym rozmawiać - ucina.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod kątem Waszych alertów.