30-letni Grzegorz, syn Eugeniusza Wróbla, pracował jako informatyk w jednym z katowickich banków. Dzień po zaginięciu ojca przyznał się do morderstwa, poćwiartowania zwłok i zatarcia śladów. Przed sądem wycofał się z tych wyjaśnień. - Wesoły fajny, młody człowiek – mówi o Grzegorzu Andrzej Szczeponek, znajomy rodziny Eugeniusza Wróbla. – Ojciec go kochał, jak myślę – z wzajemnością. Nie słyszałem o konfliktach między nimi. Za pomocą portali społecznościowych reporter UWAGI! skontaktował się ze znajomymi ze studiów syna Eugeniusza Wróbla. Żaden nie zgodził się na wypowiedź przed kamerą. Wszyscy odpowiedzieli za pomocą maila. Oto niektóre z odpowiedzi. ”Po tej tragedii zastanawialiśmy się ze znajomymi z uczelni, który to chłopak, ale wszyscy mają o nim rozmazane wspomnienia. Z pewnością nie był więc osobą wyróżniającą się i charakterystyczną”. ”Grzegorz jest spokojnym człowiekiem a to, co się stało to dla mnie szok”. ”Mało znałem Grzegorza. Był bardzo spokojnym chłopakiem, nie wywyższającym się. Na zajęciach natomiast było zauważalne złe odnoszenie się ojca Eugeniusza do syna Grzegorza”. W piątek w dniu zaginięcia Eugeniusz Wróbel miał tapetować pokój. Został w domu razem z synem. Ostatni raz z komórki wiceministra telefonowano przed 10. rano. W ciągu następnych czterech - pięciu godzin w domu dokonano zabójstwa, pocięto zwłoki i zatarto wszystkie ślady zbrodni. Dzięki analizie logowań telefonu syna ofiary można było odtworzyć jego trasę po opuszczeniu rodzinnego domu. Z nieoficjalnych informacji uzyskanych przez dziennikarzy prasowych wynika, że znad rybnickiego zalewu syn zamordowanego wrócił do Katowic. Po drodze miał wyrzucić zakrwawione worki. W innym miejscu porzucił łańcuchową piłę, którą poćwiartował zwłoki. - Podczas przesłuchania rozpłakał się i wskazał kontener na śmieci na jednym z osiedli, gdzie wyrzucił piłę – mówi Marcin Pietraszewski, dziennikarz Gazety Wyborczej. – Policja nie znalazła go w tym i w innych kontenerach, ale na śmieciach były ślady krwi. To pierwsze tego typu zdarzenie w historii polskiej medycyny sądowej. Specjaliści z zakładu medycyny sądowej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego analizując badane przez siebie przypadki poćwiartowania ciała nigdy nie spotkali się z użyciem piły mechanicznej. Detektywa Arkadiusza Andałę uderzyło to, że w domu Wróbla nie było żadnych śladów po kawałkowaniu zwłok. - Syn Eugeniusza Wróbla opisał zabójstwo bardzo szczegółowo – mówi Marcin Pietraszewski, dziennikarz Gazety Wyborczej. – Miał zbudować rodzaj namiotu z folii i pod nim ciął piłą zwłoki. Nadal nieznany jest motyw zbrodni. Media donosiły o możliwych kłopotach syna ofiary ze zorganizowaną grupą przestępczą. Jako motyw zabójstwa wymieniano też wątek finansowy. Pojawiły się również informacje o sporach natury światopoglądowej. Prokuratura oficjalnie nie ujawniła przebiegu zabójstwa ani też jasnych motywów działania podejrzanego. Zostanie on poddany szczegółowej obserwacji psychiatrycznej. Nadal nieznane są wyniki badań DNA, które potwierdziłyby, że szczątki zwłok wyłowione z zalewu rybnickiego należą do byłego wiceministra.