Niebezpieczne urządzenie zamontowane jest na terenie kompleksu zabawowo-rekreacyjnego w parku Podolskim w Łodzi. Wahadło regularnie przycina lub miażdży palce.
- Córka biegała, ale zawsze staram się ją mieć w zasięgu wzroku. W pewnym momencie weszła na wahadło i nagle ją zabolało. Okazało się, że przycięło jej palce i zaczęła sączyć się krew. Trzymały się na kawałku skóry, jak nam potem powiedział lekarz – opowiada Alicja Popa, partnerka ojca dziewczynki.
- Przez pierwsze sześć tygodni nie wiedzieliśmy, czy palce faktycznie udało się uratować - czy będą sprawne, czy będzie mogła nimi normalnie władać i czy będzie wyglądało to estetycznie – mówi Radosław Banaszczyk, ojciec Weroniki.
- Weronika później bardzo histeryzowała. Prosiłam ją godzinę, żeby się ubrała na zmianę opatrunku w szpitalu, wszystkie bluzy i bluzki musiałam poobcinać, żeby mogła bezpiecznie włożyć rękaw. Bała się gdziekolwiek dotknąć rączką – mówi pani Alicja i dodaje, że ma informacje, że później doszło na tym samym wahadle do kolejnego wypadku.
- Ksawery wszedł na to niefortunne urządzenie. Złapał w nieodpowiednim miejscu i jak przesunęło się wahadło, to zgniotło mu palec – opowiada Magdalena Warda, znajoma matki chłopca i świadek zdarzenia.
- Syn był bardzo przerażony, bardzo płakał, ciężko było mu powiedzieć, co się stało. Miał złamany palec lewej ręki, zerwany paznokieć i założone szwy – mówi Agnieszka Biesiacka, matka Ksawerego.
To nie koniec. Jeden z ostatnich wypadków na wahadle wydarzył się na początku maja. Wtedy urządzenie przycięło palec 9-letniej Ninie. Świadkiem wypadku był rodzic innego z bawiących się tam dzieci.
- W pewnym momencie usłyszałem krzyk dziecka, a później płacz. Odwróciłem się, a tam widzę dziecko z dotkliwą raną, z ręki sączyło się dosyć dużo krwi – opowiada Marcin Kaczmarek. I dodaje: - Byłem też świadkiem drugiego wypadku, kiedy dziewczynka z Ukrainy poważnie zmiażdżyła palce.
„Dziecko może zrobić sobie też krzywdę widelcem”
Do wypadków na wahadle dochodzi wtedy, gdy palce człowieka znajdą się w szczelinie elementu, na którym zawieszony jest ruchomy podest. Po wprawieniu podestu w ruch, jego mocowanie miażdży palce.
- Elementy, które występują w urządzeniu, działają jak gilotyna. Wchodząc na urządzenie, odruchowo łapiemy się tak, że te palce wchodzą bezpośrednio w szczelinę – przekonuje mama Ksawerego.
Zarządcą kompleksu zabawowo-rekreacyjnego w parku Podolskim jest miasto Łódź, a dokładnie miejscowy zarząd zieleni. O niebezpiecznym urządzeniu urzędnicy mieli zostać powiadomieni przez rodziców dzieci wiele miesięcy temu.
- Rozumiem rozgoryczenie, rozumiem, że stała się krzywda dziecku. Urządzenie przeznaczone jest dla ludzi powyżej 13. roku życia. Oba wypadki, o których wiem, były z udziałem dzieci poniżej tego wieku – stwierdza Jan Maśliński, zastępca dyrektora w Zarządzie Zieleni Miejskiej w Łodzi.
- Każdy sprzęt może być niebezpieczny, jeżeli jest niewłaściwie użytkowany. Dziecko może sobie zrobić krzywdę widelcem czy nożem. Dorosły, jak nie przeczyta instrukcji, może na przykład zostać porażony prądem – dodaje Maśliński.
Inne miejsca
Takie samo wahadło, jak w parku Podolskim, zamontowane jest również na łódzkim osiedlu Botanik. Tam także dochodzi do niebezpiecznych wypadków.
- Córce wszedł palec w urządzenie. Zerwał jej paznokieć. Zmiażdżona została część najmniejszego palca. Natychmiast trzeba było jechać do szpitala – opowiada Magdalena Uczciwek. I dodaje: - Nie przewidywałam w ogóle, że coś takiego może mieć miejsce. Rozumiem, jak dziecko spadnie, przewróci się, straci równowagę, ale nie gdy będzie to wina sprzętu, bo tak uważam.
Co na to zarząd spółdzielni?
- To urządzenie znajduje się na siłowni, która przeznaczona jest dla seniorów. Osoba, która uległa wypadkowi, była osobą nieletnią. Osoba nieletnia powinna być pod opieką rodzica. Uważam, że jeżeli urządzenia byłoby użytkowane zgodnie z przeznaczeniem, w odpowiedni sposób, to do wypadku by nie doszło – stwierdza Adam Chucki, zastępca prezesa spółdzielni mieszkaniowej „Botanik”.
Przedstawiciela producenta wahadła zapytaliśmy, dlaczego na urządzeniach dochodzi do tylu wypadków?
- Nie mam pojęcia. Te urządzenia mają już trochę lat. W momencie kiedy były sprzedawane, posiadały aktualny dla siebie certyfikat – mówi mężczyzna.
Certyfikat
Wahadła, przed wprowadzeniem do obrotu, otrzymały certyfikat zgodności z normą EN-1176. Konstrukcja urządzenia spełniającego tę normę nie powinna mieć miejsc, które mogą powodować zgniatanie lub zakleszczanie różnych części ludzkiego ciała.
O sprawdzenie zgodności wahadła z tą normą i jego stanu technicznego poprosiliśmy eksperta do spraw certyfikacji wyrobów. Badania, które wykonał mężczyzna, nie pozostawiły złudzeń.
- Urządzenie powinno być natychmiast wycofane, ponieważ mogą się na nim zdarzyć różne rzeczy – od urwania palca po uraz głowy – mówi Paweł Przesmyski, ekspert ds. certyfikacji wyrobów z Europejskiego Centrum Jakości i Promocji sp. z o.o.
- Urządzenia, o ile pamiętam, były sprawdzane przez firmę nadzoru technicznego. Firma wykonała po prostu badanie, certyfikację, przyznając nam certyfikat. To ostateczne potwierdzenie, że urządzenie, które zrobiliśmy jest zgodne z normą – odpowiada przedstawiciel producenta urządzenia.
Jak to możliwe, że wahadło otrzymało certyfikat bezpieczeństwa? Chcieliśmy się tego dowiedzieć. Okazało się jednak, że spółka, która go nadała, jest dziś w stanie likwidacji.
„Wahadło powinno być zlikwidowane”
Informacje o wypadkach pojawiły się w łódzkiej prasie. W efekcie na urządzeniu należącym do miasta pojawiły żółto-czarne taśmy ostrzegawcze. Naklejono też naklejkę, która ostrzega o niebezpieczeństwie wciągnięcia ręki.
- To urządzenie powinno być zlikwidowane albo tak zabezpieczone, żeby nie było możliwości włożenia tam palca – przekonuje pani Agnieszka, matka Ksawerego.
W trakcie realizacji naszego reportażu stwarzający zagrożenie ruchomy podest wahadła w parku Podolskim został zdemontowany, a urządzenie wyłączone z użytku.
- Stwierdziliśmy, że ryzyko jest zbyt duże, bo ilość dzieci, która tam się pojawia, może potencjalnie generować dalsze wypadki – mówi Jan Maśliński.
Podobnie wygląda sprawa wahadła na osiedlu Botanik.
- Wprowadziliśmy procedurę wymiany urządzeń i one w najbliższym czasie znikną z naszego osiedla i zostaną wymienione na nowsze, myślę, że bezpieczniejsze, elementy – mówi Adam Chucki.
- Myślę, że bez państwa interwencji nie nastąpiłby demontaż tego urządzenia. Czujemy lekką satysfakcję, jest bezpieczniej, żadne dziecko nie zostanie już skrzywdzone – kwituje Magdalena Warda.