W styczniu do sieci trafiły wstrząsające zdjęcia przedstawiające pobitego chłopca. Jak się później okazało, powstały podczas domówki zorganizowanej w mieszkaniu na jednym z łódzkich blokowisk. Fotografie miały trafić do grona zaufanych osób, lecz sytuacja wymknęła się spod kontroli. Stało się tak m.in. za sprawą internetowego dochodzenia młodej łodzianki, która w pobitym dziecku, rozpoznała synka dawnej koleżanki z gimnazjum i ustaliła, co stało się w nocy.
- Patrycja [matka dziecka – red.] przyszła późnym wieczorem. Dziecko było zmęczone, więc płakało. Chciało iść spać i ona poszła z nim do pokoju. Po pół godzinie dziecko się uspokoiło, ona wyszła z pokoju i imprezowali dalej. Wszyscy byli podobno dobrze pijani. Rano, jakiś uczestnik imprezy, podobno jej koleżanka, sprawdziła, co jest w pokoju. Zastała Aleksa, który był cały zakrwawiony. A Patrycja leżała naga. Zrobiła zdjęcie i wysłała bratu, brat wysłał babci. Babcia mojej koleżance, a ona mi – wyjaśnia Angelika Olczak.
Z kolei Paulinie, innej, dawnej koleżance matki dziecka, udało się skontaktować z bliskimi Patrycji K. Usłyszała jednak, że sprawa została wyjaśniona, a 2-letni Aleks otrzymał już niezbędną pomoc.
- Dowiedziałam się, że maleństwo jest już w dobrych rączkach, że było widziane przez lekarza, a Patrycja K. przebywa na komisariacie – przywołuje Paulina Chudzik. I dodaje: - Dziwne wydało mi się to, że lekarz przyjechał do mieszkania, zobaczył dziecko i nie zabrał go na obserwację. Okazało się, że sprawa była tuszowana przez rodzinę. Stwierdziłam, że nie odpuszczę.
Zostawić sprawy nie chciała odpuścić także Olczak.
- Tego samego dnia poszłam na komisariat, zgłosić całe zdarzenie – opowiada.
Policja odnalazła matkę dziecka ze zdjęcia.
- Niestety, chłopiec nosił ślady pobicia, w szczególności na buzi, głowie. Karetka zabrała dziecko do jednego z łódzkich szpitali, natomiast kobieta została przez nas zatrzymana – mówi podkom. Aneta Sobieraj z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Malec trafił do Centrum Zdrowia Matki Polki.
- Chłopiec miał widoczne oznaki pobicia – przyznaje Adam Czerwiński, rzecznik CZMP. I dodaje: - Dzieci, które są ofiarami przemocy domowej, mają bardzo poważne obrażenia. Przykładowo w ubiegłym roku trafiła do nas dziewczynka po tym, jak była potrząsana przez rodziców, musiała przejść poważną operację neurochirurgiczną. Dlatego za każdym razem, gdy trafia do nas dziecko, które mogło być ofiarą przemocy, poddawane jest dokładnej diagnostyce. Na szczęście w tym przypadku okazało się, że mieliśmy do czynienia wyłącznie z obrażeniami zewnętrznymi. Dziecko po kilkudniowej obserwacji zostało wypisane do placówki opiekuńczej.
„Dziecko bawiło się też puszkami piwa i spijało resztki”
Czy wcześniej policja miała sygnały, co do sprawowania przez Patrycję K. nieprawidłowej opieki nad dzieckiem?
- Nie otrzymaliśmy żadnych zgłoszeń, nie mieliśmy pod tym adresem żadnych interwencji. Ustaliliśmy również, że we wcześniejszym miejscu zamieszkania kobiety również nie było żadnych interwencji związanych z nieodpowiednią opieką, czy pobiciem dziecka – mówi podkom. Aneta Sobieraj.
O niepokojących sytuacjach mówią jednak dawne koleżanki Patrycji K.
- Ona strasznie krzyczała na to dziecko, na przykład za to, że wywróciło obiad, albo że za dużo pije. Dawała mu klapsy. Mam screeny koleżanki, która to pisze. Druga koleżanka pisała, że jak były na boisku, to ona piła piwo, paliła papierosa. Aleks wyjmował papierosy z paczki, a ona się śmiała, że już się do palenia bierze. Dziecko bawiło się też puszkami piwa i spijało resztki, bo nie wiedziało, co to jest – przywołuje Olczak.
Cztery ściany
W mieszkaniu, gdzie doszło do pobicia chłopca, zastaliśmy koleżankę Patrycji K., która razem z matką Aleksa wynajmowała mieszkanie.
- Gdybym widziała, to bym zareagowała – twierdziła, przyznając, że była na imprezie.
- Ta sytuacja miała miejsce w czterech ścianach, tak, jak wiele dramatów. Często bez interwencji osoby trzeciej, nie mielibyśmy takiej informacji. Jeden sygnał może uratować dziecko – mówi podkom. Aneta Sobieraj.
Matka Aleksa otrzymała zakaz zbliżania się do syna, przed sądem odpowie m.in. za pobicie go i narażenie na utratę życia lub zdrowia.
Mimo to, dawne koleżanki Patrycji K. uznały, że ich zadanie jeszcze się nie skończyło. Postanowiły pomóc babci Aleksa w przejęciu opieki nad dzieckiem.
- Przyznała mi się do błędu, powiedziała, że powinna od razu zareagować. Z jednej strony nie dziwię się, że nie chcieli nagłośnić sprawy, bo sama nie wiem, jak zachowałabym się w pierwszym momencie, jeżeli chodziłoby o moją rodzinę. Na pewno wiem, że chciały dobrze. Pierwsze co zrobili, to remont – mówi Paulina Chudzik.
Zorganizowana została też zbiórka dla dwuletniego Aleksa.
- Zaangażowało się bardzo dużo ludzi. Podarowanych rzeczy jest naprawdę masa. Są ubranka, zabawki, ręczniki, pluszaki, deskorolki, hulajnogi. Zaangażował się nawet dom dziecka. Byliśmy w wielkim szoku. Dzieci z domu dziecka wyleciały i z wielką radochą dały paczki – wspomina Chudzik.
Część prezentów trafiła już do placówki, gdzie mały Aleks wciąż czeka na decyzję sądu rodzinnego. Pieniądze i bardziej wartościowe przedmioty zostaną przekazane nowemu opiekunowi dziecka.
Babcia i ciocia chłopca nie chciały z nami rozmawiać, lecz organizatorki zbiórki zapewniają, że sprawdzą, czy w mieszkaniu mają odpowiednie warunki, by przyjąć chłopca.
- Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku, że są to warunki do zamieszkania dla małego dziecka – mówi Chudzik.
- Wiadomo, że to się nie skończy tylko na zbiórce. Jesteśmy zaangażowani, żeby pomóc dziecku. Nie chodzi tylko o materiale rzeczy. Chcemy pomóc Aleksowi do końca, dopóki nie znajdzie dobrego domu, żebyśmy były pewne, że jest tam bezpieczny – kwituje Angelika Olczak.