Sprawa 20-metrowego mieszkania zajmowanego przez panią Erwinę, jej męża i dwie nastoletnie córki ciągnie się od blisko 20 lat.
- Mieszkałam jakiś czas z babcią, potem ona się wyprowadziła. Później poznałam męża. Mieszkanie było zadłużone – opowiada Erwina Łuczyńska.
- Babcia miała umowę na mieszkanie, my nie, chociaż mnie zameldowali – mówi pani Erwina. I dodaje: - Łącznie zadłużenia było na 59 tys. zł.
W 2015 roku urząd wystąpił o eksmisję.
- Zastaliśmy w tym mieszkaniu osobę, która nie ma umowy najmu – tłumaczy Jolanta Baranowska z Urzędu Miasta Łodzi. I dodaje: - Ta pani powiedziała, że spłaci to zadłużenie. Podpisała nawet porozumienie.
- Podpisałam z zarządem ugodę, że biorę dług na siebie. I spłacam całość zadłużenia ratalnie. 500 zł plus czynsz. Łącznie mnie to wynosiło 1128 zł – wylicza pani Erwina.
Problemy ze spłatą
Z dokumentów urzędu wynika, że rodzina Łuczyńskich przez blisko trzy lata regularnie spłacała raty, lecz później pieniądze przestały wpływać.
- Było płacone, z tym, że parę razy spóźniłam się z terminem płatności. To była przyczyna rozwiązania ze mną umowy. Spóźnienia wynikały z problemów finansowych – tłumaczy Łuczyńska. I dodaje: - Łącznie z ugody spłacone było 25 tys. zł, gdzie od nowej spłaty zadłużenia nie były odjęte te pieniądze. W 2021 roku w listopadzie dostałam pismo, że mają prawo nas eksmitować.
Spłata od zera
Pani Erwina znalazła się w punkcie wyjścia, bo w związku z zerwaniem ugody, startowała od zera z zadłużeniem wynoszącym około 60 tys. zł. Postanowiła jednak walczyć o utrzymanie mieszkania.
- Pojechałam do Zarządu Lokali Miejskich w Łodzi. Pani dyrektor osobiście, bo nie mam tego na piśmie, nie mam też nagrania, mówiła, że jak wpłacę całą kwotę, to zostanie podpisana ze mną umowa na najem lokalu. Wpłaciłam całość zadłużenia. Mama wzięła kredyt, ja jeszcze po śmierci taty dostałam pieniądze z odszkodowania, tam było chyba niecałe 18 tys. zł – opowiada Łuczyńska.
- W każdym wniosku o wynajem lokalu, który składaliśmy, było coś nie tak. Raz brakowało podpisu, raz nie był odhaczony jakiś ptaszek – mówi Łukasz Łuczyński.
- Skończyło się zawiadomieniem o eksmisji, która odbędzie się 17 listopada, czyli jutro – mówiła pani Erwina. I dodaje: - Chciałam się z panią dyrektor spotkać, dzwoniłam do ZLM, by ustalić wizytę, ale okazało się, że nie ma takiej możliwości.
- Nikogo nie chcemy skrzywdzić – zapewnia Jolanta Baranowska z UM w Łodzi. I dodaje: - W dokumentach to wygląda w ten sposób, że pani jest dłużniczką, że ta pani nigdy nie miała umowy na to mieszkanie, nie płaciła za czynsz i nagle pojawia się wtedy, kiedy do drzwi puka komornik.
Rzeczniczkę urzędu zapytaliśmy, czy szefowa ZLM zapewniała o możliwości cofnięcia eksmisji przy natychmiastowym spłaceniu zadłużenia.
- To jest słowo przeciwko słowu. Wolałabym pracować na dokumentach, na faktach niż na ustnych przekazach. Nie jestem w stanie ich zweryfikować – mówi Baranowska.
Komisja
Rodzina Łuczyńskich postanowiła skorzystać z ostatniej deski ratunku: pani Erwina przedstawiła swoją historię radnym z komisji gospodarki mieszkaniowej łódzkiej Rady Miejskiej. Komisja od lat zajmuje się sprawami lokatorów znajdujących się w najtrudniejszej sytuacji, a stanowisko komisji często jest brane pod uwagę przez urząd miasta.
- Każdy z nas może być na zakręcie życiowym. Ludzie, którzy prostują swoją sytuację, chcą być w porządku i spłacają zadłużenie, w takich sytuacjach wydaje mi się, że naszym obowiązkiem jest im pomóc – mówi radny Tomasz Anielak.
Radni długo badali sprawę - analizując dokumenty i rozmawiając z urzędnikami. Jednym z kluczowych wątków było złamanie obietnicy, którą dyrektorka wydziału lokali miała złożyć pani Erwinie.
- Dla nas było jasne, że nikt o zdrowych zmysłach nie zgodzi się na jednorazową spłatę tak wysokiej kwoty, kilkudziesięciu tysięcy złotych, nie mając zapewnienia, że w tym lokalu może zostać – mówi radny Bogusław Hubert, przewodniczący komisji mieszkaniowej Rady Miasta Łodzi.
Podejrzenia komisji nasiliły się, gdy obecna dyrektorka wydziału lokali publicznie przyznała, że eksmisje lokatorów, którzy w całości spłacili zadłużenie, są w Łodzi powszechne.
Komisja Rady Miejskiej w końcu jednogłośnie podjęła decyzję w sprawie pani Erwiny.
- Ta pani tam mieszka z dziećmi. Spłaciła całą zaległość. Uznaliśmy, że to jest podstawa do tego, że może zostać w tym mieszkaniu. Poniosła już dostateczną karę poprzez naliczenie karnych odsetek. Dwukrotnie nie powinno się karać tej samej osoby – ocenia radny Bogusław Hubert.
Decyzja komisji nie jest dla urzędników wiążąca. Choć zwykle korzystają oni z opinii radnych, w przypadku pani Erwiny urząd miasta niemal do ostatniej chwili milczał. W dniu eksmisji wróciliśmy do domu państwa Łuczyńskich.
- Dostałam właśnie telefon, że eksmisja została wstrzymana – cieszy się pani Erwina.
Okazało się, że eksmisję wstrzymano, ale do końca kłopotów państwa Łuczyńskich droga daleka. Urząd miasta wciąż ma wątpliwości, czy uznać sprawę za zamkniętą i czy podpisać z rodziną umowę na najem mieszkania.
- W tej sprawie jest mnóstwo wątpliwości. Nie chcemy nikogo skrzywdzić. Oczywiście bierzemy pod uwagę również to, że pojawiła się opinia grupy radnych, którzy od wielu lat zajmują się różnymi sprawami mieszkaniowymi i na ten moment tej eksmisji nie będzie. Trzeba siąść i rozwikłać te rzeczy, które są w tej sprawie wątpliwe – kwituje rzeczniczka urzędu miasta.