Bezdomny mężczyzna trafił na izbę przyjęć szpitala w Szczecinie. Po kilku godzinach został wypisany w stanie dobrym. Jednak po dwóch dniach dostał ataku epilepsji. - Dostał silnego ataku epilepsji z ogólnymi bólami. Musiał być przytrzymywany przez kilka osób, żeby nie zrobić sobie krzywdy. To było dwa dni po tym, jak lekarze orzekli, że jest w dobrym stanie – opowiada Arkadiusz Oryszewski, prezes stowarzyszenia Feniks. Kilkadziesiąt godzin po ataku 50-letni mężczyzna zmarł. Zdaniem prezesa stowarzyszenia prowadzącego jedną ze szczecińskich noclegowni do tragedii doszło, bo lekarze za wcześnie wypuścili jego podopiecznego ze szpitala. - Często zdarza się tak, że przyjeżdża karetka z osobą rzekomo zdrową. Potem się okazuję, że jest w stanie tak tragicznym, że po godzinie wzywam kolejną karetkę. Druga karetka zabiera znowu do szpitala. Jestem pewien, że lekarze są świadomi, że te osoby powinny być jeszcze w szpitalu. Ale ze względu na to, że są to osoby bezdomne, pewnie nie są ubezpieczone, więc na normalne leczenie nie zasługują – dodaje Arkadiusz Oryszewski. Lekarze nie mają sobie nic do zarzucenia, mimo, że nie przyjęli chorego 50-latka na dłuższe leczenie i odesłali do schroniska. Mężczyzna został jedynie umyty i przebadany. Ich zdaniem śmierć tego człowieka nie jest wynikiem ich błędu. - Najgorsze, w cudzysłowie, co miało być zrobione z tym bezdomnym, było zrobione. Jest ludzką rzeczą, że inaczej podchodzimy do pacjenta, gdy jest czysty, kulturalny spokojny, łatwo z nim nawiązać kontakt. Inaczej podchodzi się do człowieka, który jest agresywny, nie pachnie zbyt ładnie - mówi prof. Kazimierz Ciechanowski, kierownik Kliniki Neurologii, Transplantologii i Chorób Wewnętrznych Szpitala Klinicznego nr 2 PAM w Szczecinie. Pan Arkadiusz złożył w tym roku już trzy doniesienia do prokuratury dotyczące dwóch szpitali. Jego zdaniem lekarze nie udzielili właściwej pomocy zmarłemu oraz dwóm innych bezdomnym z jego schroniska. Wśród nich jest pan Henryk. - W szpitalu jesteśmy podzieleni na grupy. Jak ktoś ma pieniądze, to latają. Ze mną leżeli na sali ludzie, i gdy poprosili o basen czy tabletkę, to natychmiast personel przychodził. A ja musiałem czekać. Nas nazywają: brudasy. My jesteśmy dla nich niczym - mówi Henryk Galczak, bezdomny. Osoby, które zajmują się bezdomnymi, potwierdzają, że są oni traktowani, jak ludzie drugiej kategorii. - Pacjentów grupuje się ze względów finansowych i społecznych. Człowiek bezdomny często bywa brudny. Wymaga większego starania. Za człowiekiem bezdomnym nie idzie rodzina, wsparcie – przyznaje siostra Małgorzata Chmielewska, wspólnota Chleb Życia. Pani Ewa jest pielęgniarką w jednym z warszawskim schronisk. Przykłady złego traktowania bezdomnych przez służbę zdrowia może mnożyć. - Pacjentowi po zabiegu operacyjnym, który leżał tylko cztery dni, piszą: pacjent wypisany z oddziału bez możliwości powrotu. Uważam, że komuś, kto ma unormowaną sytuację społeczną, nigdy by czegoś takiego nie napisali w karcie informacyjnej wypisu ze szpitala - uważa Ewa Sokołowska, schronisko dla chorych wspólnoty Chleb Życia. Urzędnicy ze szczecina potwierdzają, że bezdomni są w ich mieście wypisywanie ze szpitali, mimo iż nie pozwala na to ich stan zdrowia. Są zdziwieni takim postępowaniem, bo NFZ pokrywa wszystkie koszty pobytu bezdomnego w tych placówkach. - Bezdomny podlega takim samym zasadom leczenia, jak każdy inny obywatel tego kraju. W sytuacji, gdy chory wymaga hospitalizacji, powinien taką pomoc otrzymać. Powinien przebywać w szpitalu tak długo, jak wymaga tego proces leczenia – uważa Małgorzata Olejnik, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Również prokuratura uważa, że lekarze nie mają prawa dzielić pacjentów na lepszych i gorszych. Dlatego wszczęto postępowania dotyczące zmarłego 50-letniego pana Zbigniewa oraz pana Henryka.