Lekarze wypuścili zabójcę

- Podpis lekarza potrafił wydać wyrok śmierci na osobę niewinną – mówi znajoma zamordowanego Edwarda D. Mężczyznę zabił wieloletni pacjent szpitala psychiatrycznego. Nie była to jego pierwsza zbrodnia. Stanisław M. opuścił szpital, bo biegli orzekli, że nie stanowi zagrożenia.

75-letni Edward D. został zamordowany w swoim domu. Jego ciało znalazła sąsiadka. - To, co zobaczyłam, było dla mnie szokiem. Nie przyszło mi do głowy, że jeden człowiek może zamordować drugiego – opowiada znajoma zamordowanego. Edwarda D. zastrzelił 31-letni Stanisław M. z Łodzi, były pacjent szpitala psychiatrycznego. Mordercę policja poszukiwała przez trzy dni. Stanisława M. zatrzymano w jednym z mieszkań w łódzkiej kamienicy. Ukrywał się u znajomego. - Z jednej strony to bardzo brutalny człowiek, strasznie okrutny. A jednocześnie, kiedy widzi przewagę policjantów, jest spokojnym człowiekiem. Wtedy na pierwszy rzut oka nie sprawia wrażenia osoby chorej psychicznie, agresywnej, która może zadawać takie cierpienie – opowiada podinspektor Tomasz Klimczak, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Łodzi. Pomimo oczywistej winy Stanisława M. krewni i znajomi nie mogą uwierzyć, że ich bliski był zdolny do okrutnego morderstwa. - Grał na klarnecie. Dyplom dostał. Przecież on naprawdę był grzeczny. Nigdy nie ubliżył – mówi matka Stanisława M. Stanisław M. był dobrym dzieckiem i uczniem. Jego rodzice twierdzą, że nie sprawiał problemów wychowawczych. Jednak od małego był też zafascynowany bronią. Dziesięć lat temu, będąc ochroniarzem w jednej z łódzkich firm, strzelał do kolegi z pracy. - Zabawiał się z innym kolegą w strzały do siebie. Ubrany był w kamizelkę kuloodporną. Chciał zobaczyć jak to jest – opowiada Tomasz Klimczak. Stanisław M. pierwszy raz trafił do psychiatry kilkanaście lat temu. Rozpoznano schizofrenię paranoidalną. Leczył się w szpitalu, ale często samowolnie opuszczał placówkę. Wychodził też na przepustki. Na jednej z nich próbował zabić swojego znajomego. Postawiono mu zarzut usiłowania zabójstwa. Sąd uznał, że Stanisław M. w trakcie napadu był niepoczytalny i nakazał leczenie w zamkniętym oddziale psychiatrycznym. Mężczyzna wrócił do szpitala, jednak wciąż z niego uciekał. - Sami go szukaliśmy i odwoziliśmy do szpitala – wspomina matka. Po trwającym sześć lat leczeniu psychiatrycznym w zamkniętym oddziale, biegli psychiatrzy doszli do wniosku, że Stanisław M. jest zdrowy i może wyjść na wolność. Uznali, że psychoza, która wywoływała u chorego agresję i złość, minęła. Pozwolono także na odstawienie leków. Zdaniem ekspertów prawdopodobieństwo popełnienia kolejnego przestępstwa było niskie. - Uważaliśmy, że powinien być w szpitalu. On się wieszał, chował pod stół, za zasłony, za okno – opowiada matka. Ostateczną decyzję w sprawie Stanisława M. wydał sąd w Łodzi. Opierając się na opinii biegłych psychiatrów, postanowił wypuścić go ze szpitala. Kilka dni temu, po roku od opuszczenia szpitala psychiatrycznego, Stanisław M. zamordował właściciela gospodarstwa agroturystycznego pod Wałbrzychem. Spędzał tam urlop ze swoją konkubiną. Motywy nie są znane. Morderca trafił do aresztu. Czeka na kolejne badania psychiatryczne, które ustalą czy tym razem był poczytalny. Jeśli nie to wróci do szpitala psychiatrycznego i uniknie odpowiedzialności. Zobacz także:Zabójca?Zabójca zakpił z wymiaru sprawiedliwościRozstrzelał swoją rodzinęDlaczego zabójca jest na wolności?

podziel się:

Pozostałe wiadomości