- Zauważyłam u Bartusia katar. Utrzymywał przez jakiś czas i wydzielina stała się nieładna. Jedna teleporada, druga teleporada. Kiedy poprosiłam pana doktora, żeby obejrzał Bartusia, reakcja była taka, że chyba sobie żartuję, że z katarem chcę przyjść do przychodni - relacjonuje Magdalena Ukraińska, matka Bartka.
Dziecko było leczone kropelkami do nosa.
- Po jakimś czasie pojawiły się na brzuszku Bartusia ciemne, brązowe plamki, pojechałam prywatnie do pediatry, który od razu skierował nas do szpitala - opowiada pani Magdalena.
- Jestem chory na białaczkę limfoblastyczną. Bardzo długo byłem w szpitalu, spędziłem w nim 99 dni - opowiada chłopiec.
- Gdybym nie pojechała prywatnie do pediatry z Bartusiem, usłyszałam od lekarza, że za kilka tygodni mogło być już za późno na leczenie - mówi matka 7-latka.
Przepisy zostały już zmienione. Od 16 marca dzieci mają w teorii zagwarantowane osobiste wizyty u lekarzy.
O sprawie rozmawialiśmy dzisiaj w studiu z prof. Januszem Kocikiem, epidemiologiem i onkologiem.
Nasz program można oglądać codziennie od poniedziałku do piątku o 19:25 zaraz po głównym wydaniu Faktów.
Więcej informacji na temat koronawirusa znajdziesz na stronie Zdrowie.tvn.pl >