- Mąż bardzo ufał temu lekarzowi. Nawet mi mówił, żebym się do tego niego przepisała, bo on wierzył we wszystko, w co mówił. Wierzył, że lekarz dobrze go prowadzi. A kiedy przyszedł onkolog i powiedział nam o jego nowotworze, to nigdy nie widziałam tam przerażonego męża. Miał wtedy wielki żal do lekarza D., że jak on mógł go tak zawieść – opowiada Danuta Lipiec, wdowa po panu Bogusławie.
Dr Marcin D. jest internistą i pulmonologiem w niewielkiej prywatnej przychodni w Braniewie. Od lat był lekarzem rodzinnym 68-letniego Bogusława Lipca. W połowie 2010 roku pan Lipiec zaczął źle się czuć.
- Tata zaczął się uskarżać na dolegliwości związane z oddychaniem. To było niepokojące dlatego, że on nie chorował na żadne przewlekłe choroby, ani nie palił papierosów. Raz, dwa razy w miesiącu chodził do lekarza, chciał się z tego wyleczyć. Miał do tego lekarza bardzo duże zaufanie – mówi Dariusz Lipiec, syn pana Bogusława.
- Ja powiedziałam mężowi, że powinien pójść i przebadać tę wydzielinę, którą wykasłuje. Ale lekarz mu powiedział, że nie ma potrzeby takiej. Dopiero jak mąż powiedział, że chciałby takie skierowanie, że sam tam pojedzie i wszystko załatwi, to dopiero wtedy dostał to skierowanie - dodaje Danuta Lipiec.
Bogusław Lipiec ostatecznie dostał skierowania na rentgen, bronchofiberoskopię i badanie spirometryczne - które jednak niczego niepokojącego nie wykazały.
- Lekarz powiedział, że jest to przewlekłe zapalenie oskrzeli i że to w tym wieku tak już jest i tak zostanie. Tata wierzył, że to jest dobry lekarz ze specjalizacją od chorób płuc. W styczniu stan taty znacznie się pogorszył. Nagle, oglądając telewizję, poczuł się bardzo słabo, sparaliżowało mu pół twarzy, nie mógł mówić. Mama wezwała pogotowie i zawieziono go do szpitala w Elblągu. Tam zaczęto robić badania i okazało się, że jest to rak wielokomórkowy naciekowy i było to już ostatnie stadium zaawansowania. Od ordynatora dowiedziałem się, że gdyby w tamtym momencie do nich nie trafił, to pożyłby jeszcze tylko tydzień, może dwa – wspomina Dariusz Lipiec, syn pana Bogusława.
Rodzina pana Lipca dostała w przychodni kserokopię jego dokumentacji medycznej i zawiozła ją do szpitala. Kilka dni później krewni poprosili w przychodni o kolejny komplet, tym razem dla siebie. Ku ich zaskoczeniu dokumenty się od siebie różniły.
- Wieczorem siedząc zaczęłam sobie przeglądać te karty. Jak zobaczyłam pierwszy dopisek z lipca 2010 roku, to od razu się zdenerwowałam i zaczęłam szukać innych dopisków. Okazało się, że nawet przy ostatniej wizycie są dopiski o danych skierowania do laryngologa i pulmonologa – opowiada wdowa po panu Bogusławie.
Syn pana Lipca zamówił prywatną ekspertyzę porównującą dwie dokumentacje medyczne swojego ojca. Ich analiza nie zostawia wątpliwości – druga, podrobiona dokumentacja zawiera wpisy świadczące na korzyść doktora Marcina D.
- Sprawa jest tam, gdzie ma być, czyli w instancji, która to wyjaśnia. Telewizja nie jest od wyjaśniania takich spraw. Opinia stwierdzająca, że dokumentacja była fałszowana na moją korzyść jest komercyjna i nie ma żadnego znaczenia – komentuje sprawę dr Marcin D.
Rodzina pana Bogusława złożyła do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Ale sprawa od 16 miesięcy nie ruszyła z miejsca.
- Od roku i trzech miesięcy oczekujemy na opinię. Pierwotnie miała być wystawiona po 10 miesiącach, potem jej termin przedłużono o następne trzy miesiące, a w tej chwili praktycznie co dwa tygodnie przedłużany jest ten termin – tłumaczy Leszek Gabriel, Prokuratura Rejonowa w Braniewie.
Najbliżsi Bogusława Lipca złożyli skargę na doktora Marcina D. do rzecznika odpowiedzialności zawodowej przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Gdańsku. Pod koniec października przed sądem dyscyplinarnym rozpoczął się proces lekarza.
W ostatni piątek do prokuratury w Braniewie dotarła wreszcie opinia biegłych na temat dokumentacji medycznej Bogusława Lipca. Jak dotąd jednak prokuratorzy nie udostępnili jej rodzinie zmarłego.