Łatwo się włamać do hipermarketu

Przez kilka miesięcy gang złodziei z dziecinną łatwością okradał hipermarkety w Polsce, w Czechach i na Słowacji. Policja bada trop, czy z przestępcami nie współpracowali ochroniarze hipermarketów.

Przez kilka miesięcy na terenie Polski i w sąsiednich krajach działała grupa, która okradła około dwudziestu hipermarketów – pięć w Polsce i kilkanaście w Czechach i na Słowacji. Z każdego ginął cenny sprzęt elektroniczny. Za każdym razem akcja była starannie zaplanowana. - Metody działania sprawców były podobne – włamanie przez otwór w suficie, wykorzystanie lin i ta sama droga ucieczki – mówi podinspektor Andrzej Gąska, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.---obrazek _i/wlam/wlam do marketu 2.jpg|prawo|Złodzieje włamywali się przez otwory w dachach--- Złodzieje mieli doskonałe rozeznanie w sklepach, które okradali. Dokładnie wiedzieli, jakie części marketu nie są monitorowane. Nie musieli się też martwić o alarm, bo jeśli nawet taki system był zamontowany, to dziwnym trafem przy żadnym z włamań nie zadziałał. Szef jednej ze śląskich agencji ochrony, który anonimowo rozmawiał z reporterem UWAGI!, mówi, że przy stosowanych systemach ochrony wielkich sklepów złodzieje mają bardzo łatwe zadanie. - W Polsce w dużych sklepach pracują nie agenci, ale dzieci – agent za dwa złote osiemdziesiąt groszy za godzinę, co może chcieć zrobić? – mówi szef agencji. – Jeśli złodzieje mają informacje o zabezpieczeniach sklepów, co przy dzisiejszej rotacji pracowników ochrony jest bardzo łatwe do osiągnięcia, to wszystko im łatwo idzie. Do wykrycia sprawców śląska policja utworzyła specjalną grupę. W końcu na początku czerwca złodzieje wpadli. Udało się ich schwytać dzięki nagraniu z monitoringu w jednym z katowickim hipermarketów. Gdy już wydawało się, że grupa została rozbita, pojawił się nowy, zagraniczny trop.---obrazek _i/wlam/wlam do marketu 6.jpg|prawo|Zdjęcie z kamery monitorującej sklep--- - Policjanci nawiązali kontakt z policjami w Czechach i na Słowacji i od tego czasu na terenie tych krajów doszło do minimum kilkunastu podobnych przestępstw – mówi komisarz Piotr Bieniak z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Szybko udało się ustalić, że za kradzieżami na Słowacji również stoją polscy złodzieje. Gdy tylko po kolejnym skoku przestępcy przekroczyli polską granicę, rozpoczął się pościg. Złodzieje podczas ucieczki spowodowali wypadek. Poważnie ranni trafili do szpitala. W rozbitym BMW policja znalazła 600 kradzionych telefonów komórkowych, laptopa a także 130 tysięcy słowackich koron i sprzęt do włamań. Nie ma jednak pewności, czy dwaj zatrzymani nie mieli wspólników.---obrazek _i/wlam/wlam do marketu 4.jpg|prawo|Złodzieje w szpitalu--- - Nie wykluczamy, że część osób jest na wolności i z uwagi na to, że ich kompani zostali zatrzymani, zaprzestali swojej działalności tylko na chwilę - mówi komisarz Piotr Bieniak. Policja próbuje ustalić, czy rozbito całą szajkę. Badany jest także trop, czy z przestępcami nie współpracowali ochroniarze hipermarketów.

podziel się:

Pozostałe wiadomości