O kupieniu kampera pan Andrzej myślał od wielu lat.
- Moje życie to jedna wielka podróż. Mieszkałem 10 lat w Niemczech, potem wyjechałem do Hiszpanii na kolejne 10 lat. I ciągle marzyłem o tym, żeby sprawić sobie kampera. Jednak sytuacja finansowa i inne rzeczy nie pozwalały mi na realizację – opowiada Andrzej Rejner.
Szansa na realizację marzeń
Mężczyzna jest obecnie na rencie, ma pierwszą grupę inwalidzką. Miał dwa poważne wypadki, w wyniku których ucierpiała mu ta sama noga. Po przejściu wielu skomplikowanych operacji zdecydował się rozpocząć nowe życie. Chciał podróżować ze swoją partnerką kamperem. Po długich poszukiwaniach znalazł upragniony pojazd w firmie sprzedającej używane samochody.
- Właściciel zachwalał pojazd. Mówiłem, że chcę go oddać do sprawdzenia do serwisu. Ale stwierdził, że nie ma takiej potrzeby, bo oni mają serwis i daje mi gwarancję, że wszystko jest sprawdzone i mam pewność, że samochód jest sprawny na 100 proc. Słyszałem: „Jeżeli coś się panu zepsuje, pan przyjeżdża - my naprawiamy” – opowiada pan Andrzej.
- Ten samochód miał wskazane, że przejechał 17 tys. km. Na moje pytanie, dlaczego tak mało, powiedział: „Wie pan, na Zachodzie kampery kupują starsi ludzie, stawiają go nad oceanem i on tak stoi, dlatego ma mało przejechane” – przywołuje mężczyzna.
Wizyta w ASO
Pierwsze problemy pojawiły się już przy finalizacji transakcji. Na tablicy rozdzielczej zapaliła się kontrolka ostrzegawcza. Właściciel twierdził, że to najprawdopodobniej zwarcie, które powstało przy instalacji w kamperze solarów. Po kilku dniach zapewnił, że usterka jest usunięta i pan Andrzej odjechał samochodem do domu.
- Przejechałem 50 km i zapaliła mi się kontrolka. Było napisane AdBlue. Nie wiedziałem, co się dzieje. I pojechałem do ASO. Pracownicy zapytali, czy nie chcę sprawdzić, jaką historię ma samochód. Zgodziłem się. Wtedy okazało się, że przekręcony jest licznik – opowiada mężczyzna.
Korzystając z powszechnie dostępnych aplikacji, wygenerowaliśmy raport z historią samochodu.
- Zgodnie z raportem mamy przejechane 57 tys. w 2019 roku. Po paru miesiącach, dziwnym trafem, jak auto trafiło do Polski, na liczniku jest niecałe 17 tys. km. Ktoś pewnie cofnął licznik. Odnotowane są też szkody na aucie: zaznaczona jest duża szkoda, raz całkowita, a raz miedzy 30-50 tys. euro, to musiało być większe uszkodzenie. Widać z przodu, z tyłu, z prawej i lewej uszkodzenie zaznaczone w raporcie – wskazuje Dawid Broniszewski z Dobreauta.pl.
Ingerencja w przebieg to przestępstwo
Dariusz Brzozowski z kancelarii prawnej specjalizującej się w prawie motoryzacyjnym, który jednocześnie szkoli osoby, które chcą sprzedawać używane samochody, mówi nam, że od kilku lat sam fakt ingerencji we wskazania licznika to przestępstwo.
- Kiedy samochód ma kręcony licznik, to odpowiada za to sprzedawca. Niezależnie od tego, czy wiedział o tym, czy nie, to towar jest niezgodny z umową. I z tego powodu, kupującemu przysługują określone uprawnienia. Klient może zwrócić samochód sprzedawcy. Może też go zachować i żądać stosownej rekompensaty – tłumaczy.
Pan Andrzej odstawił samochód na parking firmy, która go sprzedała i jednocześnie zgłosił sprawę do prokuratury. Ta uznała, że licznik został przekręcony. Jednak, ponieważ nie była w stanie ustalić, czy stało się to w Polsce, czy we Francji, sprawę umorzyła.
- To są sprawy oczywiste. W Kodeksie cywilnym napisane jest, że to przestępstwo. Że należy mi się to z tytułu rękojmi. Wydawało się, że nie będzie to długo trwało, ale jest całkowicie inaczej – ubolewa mężczyzna.
200 tys. zł za…
Pan Andrzej zapłacił za swojego kampera blisko 200 tysięcy złotych. Ta cena nie dziwi, bo takie pojazdy mogą wyglądać jak luksusowe mieszkania na kółkach. Jednak jak się okazało, kupiony przez niego kamper za granicą był zupełnie innym samochodem.
- W dokumentach, w prokuraturze okazało się, że ten samochód sprowadzony był jako dostawczy i dopiero w Polsce przerobiono go na kampera. Przerobiła go ta firma [od której mężczyzna kupił auto – red.]. W środowisku kamperowców nazywa się to przeszczepieńce, później jest to samochód nie do sprzedania – mówi mężczyzna.
Konfrontacja
Pod pretekstem kupna samochodu, umówiliśmy się z właścicielem firmy, która sprzedała kampera panu Andrzejowi.
- Mamy raport jednego z pana samochodów. Miał za granicą przejechane 57 tysięcy, a u pana 16 tys. – wskazał reporter właścicielowi firmy. Po chwili na miejscu pojawił się też pan Andrzej.
- Prowadzona jest sprawa, postępowanie jest w sądzie. Myślę, że sąd orzeknie, jaka była tego przyczyna – stwierdził właściciel firmy.
- To wada ukryta - zasugerował reporter.
- To nie jest wada ukryta, bo ten pan o wszystkim wiedział.
- Wiedziałem? A skąd miałem o tym wiedzieć? – oburzył się pan Andrzej.
- Pan zrzekł się rękojmi, są do tego dokumenty – oświadczył właściciel firmy. Pan Andrzej przekonywał, że było inaczej.
Podpis
Mężczyzna wytoczył sprzedawcy kampera proces cywilny. I tu spotkała go kolejna niespodzianka. Podczas jednej z rozpraw właściciel firmy sprzedającej samochody przedstawił w sądzie dokument, który całkowicie zaskoczył pana Andrzeja. Widnieje tam zapis, że mężczyzna wiedział o wadach pojazdu. W tym o możliwości innego przebiegu.
- Nie widziałem tego dokumentu na oczy, pierwszy raz zobaczyłem go na sprawie sądowej. Miałem wtedy potwierdzić, czy to jest mój podpis. I podpis jest niby mój, ale nie przypominam sobie, wręcz jestem pewien, że takiego druku nie podpisywałem. Takiego dokumentu nie widziałem i nie zdawałem sobie sprawy, że istnieje taki dokument – zapewnia pan Andrzej.
Sprawdziliśmy w internecie opinie o sprzedawcy samochodów. Wiele z nich zamieściły osoby, które uważają, że zostały oszukane przy kupnie pojazdu. Dowiedzieliśmy się również, że przeciwko tej firmie w ostatnich pięciu latach w sądzie toczy się, bądź tyczyło się, 20 spraw cywilnych i gospodarczych.
Dotarliśmy do mężczyzny, którego pojazd również miał przekręcony licznik. Kiedy go kupował, wskazywał 148 tysięcy. Po sprawdzeniu tego w autoryzowanym serwisie okazało się, że ostatni zarejestrowany przebieg, to blisko 250 tysięcy kilometrów.
- Sprzedawca jest bardzo dobrym oszustem. Przy założeniu dokumentów w sądzie dowiedzieliśmy się, że istnieje aneks do faktury, którego nigdy w życiu nie widzieliśmy. Jest napisane, że za wszelkie ukryte wady firma nie ponosi odpowiedzialności. Podpisałem to nieświadomie. Było to między kilkunastoma podpisami, które podpisywaliśmy przy zakupie – tłumaczy Andrzej Jurek.
- W mojej praktyce spotkałem się z takimi przypadkami, że sprzedawcy, pokazując komplet dokumentów, gdzieś zdobywają podpis kupującego. Co do kwestii prawnych, to, to, co dostał klient, jest zupełnie niezgodne z przepisami. Dokument mówi, że sprzedawca nie odpowiada za wady fizyczne, ukryte i prawne. Takiego zapisu w ogóle nie można umieszczać w dokumentach z konsumentem. Jest to niedozwolona klauzula – przekonuje Dariusz Brzozowski.
Pan Andrzej poinformował nas, że po trzech dniach od naszego spotkania z właścicielem komisu zadzwoniła do jego adwokatki pełnomocniczka firmy.
- Zadzwoniła z propozycją ugody. Że rzucą pieniądze pod warunkiem, że wycofam audycję. Ale ja będę walczył do końca. Będę chciał, żeby ten człowiek został ukarany i nie oszukiwał innych ludzi – kwituje pan Andrzej.