- Mieszkamy tu od 1900 roku, kiedy to mój pradziadek z innym sąsiadem robili wycinki i stworzyli tę wieś. Jestem czwartym pokoleniem. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł przestać hodować krowy, a wszystko na to wskazuje. Bo jeśli zwierzęta będą poddenerwowane, będzie cały czas oddziaływanie negatywne wiatraka, do którego mam 200 metrów. Krowy najprawdopodobniej przestaną dawać mleko lub w skrajnym przypadku mogą nie chcieć się rozmnażać. A to wiąże się z likwidacją stada podstawowego w gospodarstwie – mówi Marek Paraś, rolnik. O tym, że wiatrak stanie tuż obok jego zabudowań, Marek Paraś dowiedział się nieoczekiwanie dwa lata temu. Rolnika nikt o zgodę nie pytał, choć mieszka najbliżej miejsca, w którym rozpoczęto budowę turbiny. - Według moich badań, które prowadzę już od trzech lat, procedura wygląda następująco. Przedstawiciele firmy jeżdżą po różnych terenach, wyszukują, gdzie są dobre warunki wiatru. Wiatraki stawiane są tam, gdzie jest płaskie pole i dodatkowo, gdzie jest jakaś droga i linia zasilająca 15 tysięcy volt. Stąd wynika to szaleństwo, że z wiatrakami pchają się pod domy, bo domy z reguły położone są obok linii energetycznych i dróg. Firmy obniżają w ten sposób swoje koszty i pchają się pod zabudowania - mówi Marian Kawka, Stowarzyszenie „Pozytywna Energia”. - W lokalizacjach takich, gdzie mieszkańcy są do kilometra od elektrowni wiatrowej, mamy do czynienia z wieloma zespołami chorobowymi z biegiem czasu. A wszystko najpierw zaczyna się od uciążliwości w nocy. Noc służy do tego, żebyśmy odpoczęli, zregenerowali siły, wzrok wyłączamy zamykając powieki. Słuchu nie wyłączymy. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiego dźwięku z elektrowni wiatrowej. Dźwięk jest periodyczny, powtarzalny, przez to nazywamy go hałasem. I przez taką noc ludzie są umęczeni. W pierwszym etapie, po ustawieniu elektrowni wiatrowych, przez kilka lat mamy do czynienia z zespołem udręczenia. Wolna destrukcja całego organizmu – tłumaczy dr Wojciech Szczęsny, lekarz. Od kilku miesięcy skargi na temat umiejscowienia wiatraków spływały do Julii Pitery. Było ich tak wiele, że posłanka PO zdecydowała się wysłać je do Najwyższej Izby Kontroli. - Do głowy mi nie przyszło, że można w takiej atmosferze lokalnej budować jakieś przedsięwzięcie. Takie rzeczy są nie do pomyślenia w krajach o wysokorozwiniętej demokracji, żeby tak strasznie lekceważyć opinię społeczności lokalnej - mówi Julia Pitera, posłanka PO. - Nie było żadnych zapytań, wywiadów środowiskowych. Natomiast nam udało się zebrać ponad kilkaset podpisów sprzeciwiających się tej inwestycji. Niestety, bez komentarza gminy, nie zostały one uwzględnione w sprawie - mówi Marek Paraś, rolnik. - Nie widziałam takiego protestu. Nie ma obowiązku przeprowadzania konsultacji społecznych, proszę mi wskazać taki przepis, który mnie do tego obliguje - twierdzi Anna Zwierzchowska, wójt gminy Sochocin. - Dwukrotnie były składane listy. Na jednej było ponad 180 podpisów na drugiej 230. Oryginały list zostały złożone w kancelarii w gminie. Mam kserokopię do wglądu – zapewnia Marek Paraś, rolnik. Kiedy Marek Paraś wraz z sąsiadami protestował przeciwko postawieniu wiatraka, okazało się, że urząd gminy wydał temu samemu inwestorowi zgodę na postawienie drugiego urządzenia, usytuowanego jeszcze bliżej zabudowań rolnika. - W większej działce wydzielił mniejszą działkę, na której postanowił lokalizować turbinę wiatrową. Do śmigła planowanej turbiny miałbym około czterech metrów – mówi Marek Paraś, rolnik. - Nie jest moją intencja dochodzenie, dlaczego ktoś dokonuje podziału swojej własności, to nie jest rolą wójta. W jaki sposób ja mogę odmówić wydania decyzji osobie, której wydanie takiej decyzji, zgodnie z obowiązującymi przepisami prawa, przysługuje – mówi Anna Zwierzchowska, wójt gminy Sochocin. Od trzech miesięcy inspektorzy z NIK sprawdzają dokumenty dotyczące budowy wiatraków w ponad 60 gminach w 10 województwach. Pod lupę wzięto między innymi związki inwestorów i samorządowców. - Były przypadki, że to były wręcz prezenty całkiem prywatne. Miałam przypadek zgłoszony, że jeden z przewodniczących rady w jednym z województw, przyjął prawdopodobnie samochód. Była sprawa na Mazowszu komputera dla burmistrza - mówi Julia Pitera, posłanka PO. - Już widzimy obszary pewnej nieprawidłowości, które pojawiły się w tej kontroli. Jednym z takich poważnych obszarów nieprawidłowości jest finansowanie zmian w planie zagospodarowania przestrzennego przez inwestorów zainteresowanych budową elektrowni wiatrowych. Te pieniądze pochodzą od nich, zamiast z budżetu gminy. W czasie tej kontroli odkrywamy, że istnieją mechanizmy korupcyjne - mówi Paweł Biedziak, Najwyższa Izba Kontroli. Na terenie gminy Gąsawa, nieopodal Inowrocławia, miało stanąć 8 wiatraków. Lokalny inwestor, oficjalnie w geście dobrej woli, przed uchwaleniem planów zagospodarowania, podarował gminie 120 tysięcy złotych. Mieszkańcy zaprotestowali, a wiatraków ostatecznie nie postawiono. Zostały jednak pieniądze. - Mam umowę z tą w firmą, w której wyraźnie jest napisane, na co te pieniądze mają być przeznaczone – na rozwój gminy Gąsawa. Firma chciała postawić wiatraki, natomiast ich nie postawiła. Pieniądze zostały podzielone m.in. na opracowanie tych planów, ale także na kulturę fizyczną, opiekę społeczną, na drogi. Pieniędzy nie oddam, ponieważ darowizny się nie oddaje – mówi Zdzisław Kuczma, wójt gminy Gąsawa. - Gmina Gąsawa jest bardzo biedną gminą, natomiast wsparliśmy samorząd, daliśmy pieniądze na rozwój tej gminy, żeby się rozwijała. Nigdy nie mieliśmy i nie będziemy mieć zamiaru uzyskiwania przychylności gminy za pieniądze, to to się kończy niczym,. Przykład Gąsawy - skończyło się niczym - mówi Janusz Radzikowski, pełnomocnik zarządu firmy „Windbud”. W gminie Gąsawa wiatraków nie ma. Za to mieszkańców Wycinek koło Płońska czeka jeszcze wiele urzędowych przepychanek, nim dojdzie do uchylenia decyzji zezwalającej na budowę turbiny. Do tego czasu budowa wiatraka obok domu pana Marka będzie prawdopodobnie wciąż trwała. Wyniki kontroli przeprowadzanej przez NIK będą znane za kilka tygodni. Niewykluczone, że kontrolerzy dotrą do takich informacji, które będą zmuszeni przekazać prokuraturze lub CBA. Na razie problem wiatraków doczekał się wreszcie dyskusji w Sejmie. Posłowie pracują właśnie nad projektem, który zakłada, że turbiny będą mogły być budowane w odległości nie mniejszej niż trzy kilometry od budynków mieszkalnych.