Kilka tygodni temu udowodniliśmy, że szefowie małej piekarni pod Kaliszem prowadzą także inną działalność: nielegalnie wprowadzają na rynek odpad z ferm reprodukcyjnych, czyli jaja wylęgowe, w których obumarły pisklęta. Przedstawiając się jako właściciele cukierni, którzy potrzebują taniego surowca do produkcji ciast, kupiliśmy od nich podczas dziennikarskiej prowokacji prawie 11 tys. jaj, które zgodnie z prawem mogły być tylko zniszczone.
Z fermy do wylęgarni
Zanim w profesjonalnych warunkach zutylizowaliśmy niebezpieczny odpad, postanowiliśmy sprawdzić w jaki sposób trafił on w ręce handlarzy. Stemple identyfikacyjne zaprowadziły nas do fermy kurcząt na północy kraju. Gdy pojechaliśmy na miejsce, mężczyzna potwierdził, że jaja, które do nas trafiły, to "jego" jaja.
Właściciel fermy zgodnie z prawem przekazywał zapłodnione jaja do dużej wylęgarni piskląt. To właśnie stąd jaja z obumarłymi płodami powinny trafić do utylizacji. Jak mówił mężczyzna, nie słyszał, żeby przeznaczone do zniszczenia jaja, wracały na rynek.
"Ja nie wprowadzam"
Jak to się stało, że wpadły w ręce piekarzy spod Kalisza? Dyrektor zakładu wylęgowego nie chciał spotkać się z nami przed kamerą.
- Nie możemy za wszystko odpowiadać. Pani dostała te jajka nie ode mnie - przekonywał przez telefon reporterkę UWAGI!. - My oddaliśmy te jaja do utylizacji uprawnionej firmie, mam na to wszystko dokumenty. Oczywiście, jeżeli będą jakieś kontrole uprawnionych organów, to jak najbardziej wszystko zostanie przekazane - zapowiedział. - Ja pani nie pomogę w ustaleniu, w jaki sposób te jaja się u pani znalazły. Bo ja tego nie wiem. Pani rozpoczyna temat, pani celem jest odgadnięcie, dlaczego te jajka się znalazły i proszę ścigać podmioty, które wprowadzają te jajka. Ja nie wprowadzam - mówił. Potwierdził, że bulwersuje go fakt, że jajka ponownie trafiają do obrotu.
"Zarządzimy kontrolę"
Dokumentów, z których wynika, gdzie miał być zniszczony jajeczny odpad, może zażądać powiatowy inspektor weterynarii, który nadzoruje pracę fermy.
- Dzisiaj wyślę panie z zakaźnego do firmy. Nie wiem, co się tam dzieje, dołożymy wszelkich starań, żeby to ustalić - zapowiedziała już w czasie spotkania z dziennikarzami UWAGI! Natalia Wojniusz z Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Wolsztynie.
Tymczasem w piekarni zamiast właścicieli pojawiła się młoda kobieta, która kazała sprzedawczyniom natychmiast zamknąć sklep. Na rozmowę przed kamerą nie zgodziła się.
Kontrola sanepidu
W tej sytuacji o interwencję poprosiliśmy inspekcję sanitarną. Choć jej urzędnicy nadzorują m.in. okoliczne piekarnie, nie mieli pojęcia, że szefowie jednej z nich trudnią się nielegalnym handlem jajecznym odpadem.
- W takiej sytuacji zarządzę kontrolę tej piekarni, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście taki towar jest, czy go nie ma - zapowiedziała Jolanta Ulatowska, powiatowy inspektor sanitarno-epidemiologiczny w Pleszewie. Na pytanie, kiedy taka kontrola mogłaby się odbyć, nie zastanawia się długo: - Dzisiaj. Zaraz - odpowiedziała.
W trakcie kontroli sanepidu, do piekarni przyjechali jej szefowie, od których kilka tygodni wcześniej kupiliśmy niebezpieczny odpad. Mężczyźni nie chcieli jednak wypowiadać się przed kamerą.
"Mamy sposoby..."
Szybko okazało się, że handel jajami, to tylko wierzchołek góry lodowej! Kilkadziesiąt metrów od piekarni, znaleziono tajny magazyn, w którym leżały tony przeterminowanej żywności, w tym jaja, wędliny, majonez, słodycze i napoje. Jeden z członków rodziny M. został zatrzymany i usłyszał zarzut wprowadzania do obrotu przeterminowanej żywności. Sprawą zajmuje się też miejscowy sanepid oraz inspekcja weterynaryjna. Jak to się stało, że jaja wylęgowe trafiły w ręce handlarzy, chce też ustalić Główny Lekarz Weterynarii.
- Ktoś na etapie transportu tych jaj, jeszcze nie wiemy, kto, ale się dowiemy, dokonuje przestępstwa. Produkt uboczny, do utylizacji, przeznacza na żywność. To jest przestępstwo - nie miał wątpliwości zastępca głównego lekarza weterynarii Jacek Kucharski i przyznał, że pracownicy jego urzędu byli zaskoczeni procederem. - Nie mieliśmy takich sygnałów. Skutkiem tej informacji od państwa jest zakrojona na dużą skalę akcja w branży przetwórstwa jaj - stwierdził. Jak dodał, szczegółowy plan działań opracował wspólnie z inspekcją sanitarną. - My mamy sposoby, żeby znaleźć miejsca, w których te przestępstwa mają miejsce - oświadczył.
Kontrole
Trwa kontrola w wylęgarni oraz firmach utylizacyjnych, z którymi zakład współpracował. Jaja wylęgowe, zostały objęte specjalnym nadzorem. Od kilku dni, wszystkie auta, które wyjeżdżają z zakładu odpadami, są plombowane w obecności inspektora weterynarii. Następnie auta są otwierane w miejscu docelowym, również pod nadzorem pracownika z inspekcji weterynaryjnej.