- Przewróciłem się. Uderzyłem głową o jezdnię i dalej nie pamiętałem, co się stało. Obudziłem się w szpitalu po kilku dniach. Powiedzieli, że mój stan jest bardzo ciężki i nie wiadomo, jak to się skończy, czy będę mógł normalnie chodzić – wspomina Maciej Ruszaj, ofiara wypadku. Gdyby nie natychmiastowa interwencja pogotowia ratunkowego w Brzesku, chłopak by zmarł. - Samochód ciągnął go gdzieś w granicach 50 m. Wyszedłem z samochodu. Przybiegłem na miejsce. Przed samochodem stał człowiek. Machał ręką. Prosił, żebym mu pomógł, bo rozjechał człowieka – mówi Jarosław, świadek wypadku. Mimo ewidentnego dowodu przestępstwa, jakim było zeznanie naocznego świadka wypadku, prokuratura umorzyła postępowanie. Mało wystarczającym dowodem okazało się także nagranie z pogotowia ratunkowego, w którym Tomasz M. informuje, że przejechał człowieka. - To jest bezsporne, że powiedział tak i do świadków i do dyspozytorki pogotowia ratunkowego. Ale jest szereg dowodów. To oświadczenie nie jest jeszcze dowodem na to, że popełnił przestępstwo - mówi Bożena Owsiak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Tarnowie. W sprawie nieoczekiwanie pojawiła się żona policjanta, która zeznała, że to ona w grudniową noc prowadziła samochód. Prokuratura powołała również biegłego z zakresu techniki samochodowej, który wydał zdumiewającą opinię: Kierowca przekroczył administracyjnie dopuszczalną prędkość jazdy o co najmniej 20km/h , lecz nawet jeżeli poruszałby się z prędkością dopuszczalną, również przejechałby leżącego mężczyznę. Reporterzy UWAGI! wspólnie z ofiarą odtworzyli zdarzenie sprzed roku. Użyli do tego dwóch czarnych worków, które miały imitować leżącego na drodze człowieka. Worki umieszczono dokładnie w miejscu, w którym leżał Maciek. Dziennikarze jechali zgodnie z obowiązującą prędkością 30 km/h. W noc eksperymentu droga pokryta była lodem. Warunki atmosferyczne były dużo gorsze niż w dniu wypadku. Mimo to stosując się do przepisów, worki zostały przesunięte nieznacznie. Tak więc opinia biegłego nie odpowiada realiom. Podobnie nie widzi problemu przełożony Tomasza M., szef brzeskiej policji, który wciąż go zatrudnia. - Jestem tu komendantem od niedawna. Zarys zdarzenia jest mi znany. Żadnych kłopotów z tym policjantem nie mieliśmy. A zdarzenie, w którym brała udział jego żona w żaden sposób nie wiąże się z jego służbą. Poziom słuchu zależy od człowieka. Nie będę się wypowiadał w sprawie nagrania. Nie jestem biegłym z zakresu fonetyki, żeby porównywać zapis głosowy. Jeśli okaże się, że pan Tomasz rzeczywiście popełnił wykroczenie drogowe, przestępstwo - to na pewno zostanie usunięty z naszych szeregów – uważa podinsp. Robert Biernat, Komendant Powiatowy Policji w Brzesku.