53-letni Marek Wardziak, od ponad 20 lat jest sołtysem wsi Głusko w Lubuskiem, przed kilku laty uznany za sołtysa roku. Dziś jest podejrzany o nielegalne wycięcie i kradzież prawie 300 drzew, rosnących przy drodze biegnącej w sercu Drawieńskiego Parku Narodowego. Wiele z nich miało ponad 100 lat. - Może mojej winy jest tu coś, ale nie poczuwam się do winy całkowicie w żadnym wypadku. Może jest moja wina, bo nie wziąłem tego papieru, ale według mojego odczucia ten papier nie był mi potrzebny, bo była umowa słowna. Tym bardziej, że już wcześniej kilkakrotnie robiłem to dla starostwa – opowiada Marek Wardziak, sołtys wsi Głusko. Wiele wskazuje na to, że urzędnicy decydujący o wycince drzew nie przypuszczali, że sprawa wymknie się spod kontroli, i że ktoś sprawdzi dokumenty. Jest o tym przekonany Andrzej Libera, radny starostwa strzelecko-drezdeneckiego.- Pracownik jeździł tam, uzgadniał jakie drzewa mają być wycięte, składano wniosek do burmistrza o wycinkę, wniosek był niekompletny, został cofnięty do starostwa z prośbą o uzupełnienie i wszyscy urzędnicy mogli myśleć, że zostanie to pozytywnie załatwione, więc pomyślano pewnie, że można przyśpieszyć wycinkę. Po samowoli był tam wicestarosta, był ten odpowiedzialny pracownik i w zasadzie zabrali się i pojechali – mówi Andrzej Libera, radny powiatowy. - Ja podejrzewam, że było tak: starostwo złożyło wniosek o wycinkę, nie poczekali na decyzję, a kazali już robić. A teraz się po prostu wykręcają – podsumowuje sytuację Marek Wardziak. Sołtys przyznaje się do wycinki 100 drzew, urzędnicy burmistrza razem z ekologami doliczyli się ich prawie 300. Tylko kto tak naprawdę za to odpowiada? I dlaczego winnym jak dotąd jest tylko sołtys? Jak sprawę komentują urzędników w Strzelcach Krajeńskich? - Była taka sytuacja, że byłem z sołtysem w lesie i wyznaczaliśmy drzewa do wycinki. Ale wskazałem wtedy 44 drzewa. Nie wiem dlaczego sołtys wyciął 276 drzew. Nie było takiej sytuacji, że z sołtysem wyznaczyliśmy ponad 100 drzew. Ja sołtysowi nic nie zlecałem. Na tym etapie to wszystko, co mam do powiedzenia – mówi urzędnik. Kara, jaką nałożył burmistrz Dobiegniewa za nielegalną wycinkę - czyli przeszło 18 mln zł - dla starostwa jest kwotą niemożliwą do zapłacenia. Jest to kwota o 500 razy większa niż wartość wyciętych przez sołtysa drzew. Prokuratura wyliczyła, że na wolnym rynku wycięte drzewa możnaby sprzedać za zaledwie 35 tys. - Wartość drzewa nie dotyczy jego drewna. Zwłaszcza dotyczy to starych drzew. Wartość drzewa polega na tym, że ono jest w środowisku i pełni swoją funkcję. Jest domem dla ptaków, owadów, porostów rosnących na jego korze. Produkuje trochę tlenu. Gdzieś tam została wpisana do ustawy decyzja o tym, że drzewa są cenne. Wymiarem tej przyrodniczej wartości drzewa są te stawki, które się płaci za jego wycinanie. Natomiast wartość drewna to jest maleńki ułamek tej kwoty – mówi Paweł Pawlaczyk, ekolog, Stowarzyszenie Klub Przyrodników. Prokurator czeka jeszcze na ostateczną opinię biegłego, który ma oszacować wartość drzew. Na razie nikomu nowemu, oprócz sołtysowi, nie postawiono zarzutów. Kary 18 milionów zł nie zapłaciło także starostwo w Strzelcach, bo zaskarżyło decyzję i czeka na rozstrzygnięcie sporu w samorządowym kolegium odwoławczym w Gorzowie. Gdyby starostwo przegrało, byłoby to pierwsze w dziejach bankructwo powiatu.