Tomasz zginął w trakcie policyjnej interwencji. „Funkcjonariusz przyduszał mu kolanem krtań, rękami głowę”

TVN UWAGA! 5221269
TVN UWAGA! 339546
30-latek z Krotoszyna zginął podczas policyjnej interwencji. - Mi ta sprawa bardzo przypomina głośną sprawę ze Stanów Zjednoczonych, dotyczącą George’a Floyda, który został uduszony przez policjantów – mówi adwokat.

Tomasz Osiński miał 30 lat. Mieszkał z rodzicami. Pomagał prowadzić niewielkie gospodarstwo ogrodnicze na obrzeżach Krotoszyna. Jego pasją były jednak zwierzęta.

- Sześć psów wziął ze schroniska, mogę pokazać dyplomy za pracę, którą wykonał dla schroniska. Był stolarzem z zawodu – mówi Robert Osiński, ojciec 30-latka.

Tomasz miał jednak problem z dopalaczami, choć według rodziców brał je rzadko.

- To nie był jakiś ćpun, on nie brał codziennie. Gdyby był ćpunem, nie inwestowałby w schronisko, nie naprawiałby im klatek. Nie kupowałby koni, które miały iść na rzeź. On był cały czas normalny – zapewnia pan Robert.

Świat Osińskich legł w gruzach jednego feralnego dnia.

- Przyjechała jego dziewczyna, weszłyśmy do jego pokoju i był już bardzo pobudzony. Krzyczał, że potrzebuje pomocy, bo strasznie pali go w gardle. Powiedziałam mu, że jak jest mocno pobudzony, to przyjedzie karetka i musi być asysta policji. Pół roku temu była karetka i zaraz przyjechała też ekipa policji – mówi Iwona Osińska, matka Tomasza.

Tym razem na karetkę trzeba było czekać dłużej.

- Przyjechało dwóch funkcjonariuszy. Tomek biegał po pokoju, obok była Kasia – opowiada pani Iwona.

Po kilku minutach do domu Tomasza dojechało kolejnych dwóch policjantów.

- Rzecznik policji mówił, że on demolował mieszkanie. A on dotknął karnisza, który był zawieszony niziutko i spadł. Jakie to było demolowanie mieszkania? – nie potrafią zrozumieć rodzice Tomasza.

Z ich relacji wynika, że z pokoju Tomasza wyszli na 20 sekund.

- Wyprosili mnie z pokoju, że mam zobaczyć, czy karetka już jedzie. W tym samym momencie kazali Katarzynie iść po wodę do kuchni. I potem usłyszałam jej krzyk: „Co wy żeście mu zrobili?” – opowiada pani Iwona.

- Syn położony był na tapczanie, nogi miał podkurczone, ręce miał skute kajdankami i częściowo leżał. Jeden policjant przyduszał mu kolanem krtań i dwoma rękami przyduszał głowę, syn miał mocno ją wbitą w materac. Drugi z policjantów klęczał mu na plecach, a dwóch funkcjonariuszy stało mu na nogach – opowiadają rodzice.

Karetka przyjechała po 50 minutach.

- Oni tak siedzieli na nim tyle czasu – zaznacza pani Iwona.

- Powiedziałem, żeby dać go szybko do góry, bo Tomek chyba nie żyje – relacjonuje pan Robert.

- Podali mu zastrzyk, ale temu drugiemu sanitariuszowi coś się nie podobało. Nie było napięcia mięśnia pośladkowego. Jak Tomasza obrócili poleciała mu głowa i był cały siny – wskazuje pani Iwona.

- Jeden z policjantów kopnął sanitariusza i powiedział: „Zamknij się” – dodaje pan Robert.

- Miał nic nie mówić. A on, że musi powiedzieć. Później powiedział, że podali zastrzyk martwemu człowiekowi – uzupełnia pani Iwona.

„Policjanci dla zapewnienia bezpieczeństwa…”

Blisko godzinna reanimacja nic nie dała. Tomasz Osiński zmarł.

- Policjanci na miejscu zastali pobudzonego, agresywnego mężczyznę. Na początku chodził nerwowo po całym pokoju, krzyczał. Policjanci dla zapewnienia bezpieczeństwa osób w pokoju i mężczyzny obezwładnili go chwytami obezwładniającymi i założyli mu kajdanki na ręce – stwierdza Piotr Szczepaniak z Komendy Powiatowej Policji w Krotoszynie.

Wszyscy świadkowie złożyli zeznania, a śledztwo przejęła prokuratura okręgowa, więc wyglądało na to, że sprawa śmierci 30-latka zostanie dogłębnie wyjaśniona. Jednak już kilka dni później rzecznik miejscowej policji opublikował w mediach zaskakujące oświadczenie.

- Do czasu przyjazdu ratowników z mężczyzną cały czas był kontakt słowny, w trakcie którego był ciągle pobudzony. Po przyjeździe zespołu ratunkowego - ratownicy medyczni podali środek uspokajający i po chwili stwierdzili, że mężczyzna traci przytomność. Niestety, nie przywrócono funkcji życiowych – mówił Szczepaniak. I dodał: - Komenda Powiatowa Policji w Krotoszynie przeprowadziła postępowanie wewnętrze, które nie wskazało błędów ze strony policjantów pod kątem użycia środków przymusu bezpośredniego, adekwatnych do sytuacji i zgodnych z prawem.

Treścią oświadczenia oburzeni są rodzice Tomasza.

- To nie fair, że zaraz wydali wyrok, nie wiedząc, co się stało – mówi pani Iwona.

- Mi ta sprawa bardzo przypomina głośną sprawę ze Stanów Zjednoczonych, dotyczącą George’a Floyda, który został uduszony przez policjantów. Tam interwencja trwała kilka minut, tutaj trwało to prawie godzinę – mówi adwokat Łukasz Krzyżanowski. I dodaje: - Kluczowa będzie opinia biegłych na temat przyczyny śmierci. Mam jednak pewne obawy. Wynikają z podejścia prokuratury do prowadzonego postępowania.

Dwie wersje

Od śmierci Tomasza Osińskiego minęły już trzy miesiące, lecz badająca sprawę prokurator nie postawiła nikomu zarzutu. Nie udało się nawet ustalić przyczyny śmierci 30-latka.

- W oparciu o obraz sekcyjny, biegli stwierdzili, że nie mogą sformułować jasnych wniosków i zastrzegli, że wnioski zostaną wydane na dalszym etapie, po przeprowadzeniu dodatkowych badań – wyjaśnia Maciej Meler, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wlkp.

Czy wersja ratowników i policjantów jest taka sama?

- Nie. To są zupełnie dwie różne wersje zdarzenia. Mogę tylko dodać, że zeznania ratowników są szokujące – mówi adwokat Łukasz Krzyżanowski.

Związani tajemnicą śledztwa ratownicy nie chcą mówić o swoich zeznaniach, lecz nieoficjalnie udało nam się ustalić, że obaj zaprzeczyli wersji policjantów. Gdy przyjechali i robili skrępowanemu mężczyźnie zastrzyk zorientowali się, że ten nie daje oznak życia. Potwierdzili też, że jeden z funkcjonariuszy dał im znak, by nie mówili tego zrozpaczonym rodzicom.

Atak na funkcjonariusza?

Policjanci uczestniczący w feralnej interwencji wciąż pracują w krotoszyńskiej komendzie. Ale nie chcieli z nami rozmawiać, odesłali nas do rzecznika.

Tymczasem, po trzech miesiącach od śmierci mężczyzny, oficjalna wersja policji uległa zmianie: powodem obezwładnienia Tomasza Osińskiego miał być jego atak na funkcjonariuszy.

- Zachowania agresywne tego mężczyzny, można powiedzieć, narastały z minuty na minutę aż doszło do takiej sytuacji, w której on zaczął się z jednym z policjantów szarpać i uderzył go. Wówczas funkcjonariusze podjęli decyzję o tym, żeby go obezwładnić – mówi Andrzej Borowiak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.

- Chcę sprawiedliwości, żeby ci policjanci nigdy więcej nie byli w służbie. Żeby żadnej innej osobie nie zrobili krzywdy, jak zrobili Tomkowi. Ja to widziałem na własne oczy – mówi pan Robert.

- Jeżeli teraz popuścimy, to są młodzi policjanci, raz im się udało - zrobili krzywdę człowiekowi, pojadą na taką samą interwencję i zrobią to samo. No bo im przeszło płazem. Czy oni są lepsi od nas? – kwituje pani Iwona.

podziel się:

Pozostałe wiadomości