Kontrolę nad podupadającą fabryką żelatyny w Puławach Kazimierz Grabek przejął na początku lat 90. Formalnie właścicielką udziałów w firmie była córka Kazimierza Grabka. W rzeczywistości to on kontrolował zakład. Zapewniał, że postawi firmę na nogi. Wkrótce Kazimierz Grabek pogrążył zakład. Sprawą doprowadzenia do ruiny puławskiej fabryki zajęła się prokuratura. Kazimierzowi Grabkowi i kilku innym osobom postawiono zarzut działania na szkodę spółki i straty na około 17 mln zł. Proces ma się rozpocząć na początku tego roku. Z Puław Grabek przeniósł swoją działalność do Zgierza. Firmy z nim związane pożyczyły ok. 9 mln zł z Funduszu Ochrony Środowiska. Dziś winne są Funduszowi prawie 13 mln zł, bo zakład w Zgierzu zamiast utylizować odpady zwierzęce, zajął się produkcją żelatyny. Dodatkowo na początku ub.r. reporterzy UWAGI! ujawnili, że kości do produkcji żelatyny były przechowywane w skandalicznych warunkach, a ścieki z fabryki trafiały do pobliskiego lasu. Sprawą zajęła się prokuratura rejonowa w Zgierzu, ale postępowanie zostało umorzone. Częścią żelatynowego imperium miała być też fabryka w Brodnicy. W 1993 r. pracownicy zakładu zawiązali spółkę. Potrzebowali inwestora strategicznego. Został nim bliski współpracownik Kazimierza Grabka. Faktycznie firmą kierował król żelatyny. Na początku 2001 roku Kazimierz Grabek trafił do aresztu. Postawiono mu zarzut przejęcia fabryki przez podstawione osoby i działanie na jaj szkodę. Wyszedł na wolność za kaucją. Do dziś sąd nie może odczytać mu aktu oskarżenia w sądzie w Toruniu. - Nie można rozpocząć rozprawy w sensie odczytania aktu oskarżenia. Wynika to ze stanu zdrowia oskarżonego stwierdzone zaświadczeniami lekarskimi– wyjaśnia Barbara Bogaczewicz Jul, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Toruniu. Ze względu na chorobę lekarze odradzili oskarżonemu długie podróże. Zaproponowali sądowi, by rozprawy z oskarżonym trwały najwyżej trzy godziny. - Te choroby zazwyczaj nasilały się w okresie, kiedy sąd wyznaczał kolejne terminy rozpraw. Była jedna opinia biegłych z Akademii Medycznej. Stwierdzono w niej, że niektóre objawy mogły być symulowane przez oskarżonego - dodaje Tadeusz Zyman, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu. Kazimierz Grabek od wielu lat jest pacjentem specjalistycznego centrum rehabilitacji w Konstancinie, ośrodka słynącego z wysokiej klasy specjalistów. Lekarze uznali jednak, że oskarżony symuluje część objawów neurologicznych i zgodzili się, by brał udział w procesie. - Pacjent z długoletnim wywiadem chorobowym potrafić zaaranżować swoje dolegliwości w taki sposób, że lekarz nie jest w stanie rozstrzygnąć czy one są przesadzane czy rzeczywiste – uważa Robert Świerczyński, ortopeda. Jednak Kazimierz Grabek zasłaniał się kolejnymi zwolnieniami i zaświadczeniami o chorobie. - Jeśli się podda operacji, możemy wyleczyć go natychmiast – mówi Paweł Baronowski, dyrektor Centrum Rehabilitacji STOCER w Konstancinie. Lekarze wielokrotnie kierowali Grabka na badania, które miały potwierdzić czy możliwa jest operacja kręgosłupa. Nie stawiał się jednak na nie, tłumacząc się m.in. przeziębieniem. Zasłaniając się kolejnymi zwolnieniami do dziś skutecznie wiąże ręce sądowi. - Przepisy kpk pozwalają na zastosowanie tymczasowego aresztowania, także w odpowiednim zakładzie leczniczym, jeżeli wymaga tego stan zdrowia oskarżonego – tłumaczy Beata Bieńkowska z Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego. Wniosek o tymczasowy areszt i przepadek 600 tys. zł kaucji złożył prokurator.