Krawiec i emerytowani policjanci. Kulisy skoku stulecia

TVN UWAGA! 4741346
TVN UWAGA! 280245
Udający ochroniarza krawiec wspierany przez byłych policjantów ukradł bankowóz z 8 milionami złotych. Ofiarą tego napadu nie jest okradziony bank tylko właściciel firmy ochroniarskiej, który oddaje mu pieniądze.

W 2015 roku skokiem stulecia żyła cała Polska. Zaskakujące było to, że bez użycia broni skradziono wypełniony pieniędzmi bankowóz.

Krawiec i emerytowani policjanci

Okazało się, że w tą spektakularną kradzież zamieszanych jest trzech emerytowanych policjantów. To oni najprawdopodobniej wpadli na pomysł, aby w firmie przewożącej zatrudnić fałszywego ochroniarza. Miał on najtrudniejsze zadanie. Przez pół roku zdobywał zaufanie, aby w dogodnym momencie ukraść bankowóz z jak największą ilością gotówki.

- Rano załoga pojechała do sortowni w banku. Pobrała określoną gotówkę. Samochód pojechał do jednego z oddziałów z banku, panowie weszli zasilić oddział, bankomat. Nagle usłyszeli jak odjeżdża samochód – opowiada Jarosław Kur, prezes spółki Servo.

Nie pomogło to, że samochód, którym przewożono pieniądze wyposażony był w GPS.

- Zagłuszacz skutecznie zakłócał sygnał przez godzinę. Za samochodem z pieniędzmi jechały inne, mieli wcześniej przygotowane miejsce, tam nastąpiło przerzucenie ładunku. To było 80 kilogramów, worków. Ponad 300 tys. zł zostało na pokładzie samochodu, zapomnieli o jednej z toreb – dodaje Kur.

Złodziej, który przez pół roku pracował w firmie Servo udając ochroniarza, z zawodu jest krawcem. Ma dwoje dzieci. Przed napadem specjalnie utył i zapuścił brodę. Nie wiemy, co sprawiło, że byłym policjantom udało się go namówić do odegrania najważniejszej roli w tej kradzieży. Jego ojciec nie chciał z nami rozmawiać.

- To z nim rozmawiajcie – powiedział.

Zatrudniając się w Servo krawiec posługiwał się fałszywym dowodem.

- Gdybym trzy lata temu wiedział, jak łatwo rozpoznać prawdziwy dowód osobisty od fałszywego, to do tego napadu prawdopodobnie w ogóle by nie doszło. Prawdziwy dowód osobisty po upadku ma dźwięk metalizowany, a fałszywy całkowicie plastikowy – mówi Jarosław Kur.

Podrobionym dowodem osobistym ochroniarz posługiwał się także w bankach skąd pobierał, jako konwojent pieniądze. Wykorzystywał dane osobowe istniejącego mężczyzny o nazwisku Duda.

Naszemu reporterowi udało się porozmawiać z prawdziwym Dudą.

- Spisali mi dane z dowodu i prawa jazdy. Zatrzymali mnie policjanci z trzeciego komisariatu. Nie byłem karany – mówi.

- Fałszywy pan Duda to jest naprawdę Krzysztof W. Pokazywał się, jako bardzo dobry pracownik, bardzo koleżeński, dyspozycyjny, zero zarzutów. To było uderzenie w plecy, nikt nie mógł tego przewidzieć - mówi Jarosław Kur.

Po napadzie prezes firmy Servo przeprowadził prywatne śledztwo. Sprawdził powiązania w firmie i bilingi telefoniczne. Dzięki temu zatrzymano byłego policjanta Adam K., który dorywczo był ochroniarzem. Podczas przygotowań do napadu popełnił najwięcej błędów, choć pracował w policji.

- Jeden z dowodów to obraz, kiedy Adam K. kupuje trzy telefony komórkowe wraz z kartami prepaid. Te trzy telefony zostały użyte w napadzie – wskazuje Jarosław Kur i dodaje. - Adam K. twierdził, że nigdy nie było go na miejscu napadu i nie ma z tym nic wspólnego. Na samym GPS nie stwierdzono żadnych odcisków i innych śladów. Ale, kiedy GPS rozebrano i zostały wyjęte baterie, ujawniono ślady odcisków i DNA. Jak się okazało należały do K.

8 milionów

Jarosław Kur to były komandos żołnierz kompanii specjalnej. 27 lat temu po zmianie ustroju stworzył jedną z pierwszych firm ochroniarskich w Polsce. Przed skokiem stulecia jego firma miała oddziały w 16 województwach. Teraz działa tylko siedziba w Łodzi. Na jej placu stoją bezużytecznie bankowozy oraz samochody specjalistyczne. Klienci po napadzie stracili do Servo zaufanie.

- Przepracowałem 15 lat w tej firmie, trzy, jako pracownik, a 12 lat, jako dyrektor regionalny. To była rodzinna firma. Elita, w tej firmie pracowali najlepsi pracownicy. Bardzo ciężko było się dostać do naszej firmy – mówi Ryszard Dąbek, były pracownik firmy Servo.

Złodzieje ukradli 8 milionów złotych.

- Pieniądze były banku, ale de facto straciła nasza firma. Wiadomo, że w takim wypadku to my odpowiadamy za przewóz gotówki. W tym wypadku to firma oddaje te pieniądze – mówi prezes spółki Servo i dodaje.

- Oddajemy pieniądze w zależności od miesiąca. Było i pół miliona i 200 tys. To bardzo boli. Niestety musieliśmy zredukować mnóstwo etatów. Straciliśmy część kontraktów. W dwa lata zwolniliśmy 1100 osób.

Prokuraturze udało się odzyskać jedynie 250 tys. zł.

- Kwotę jeden z podejrzanych próbował zalegalizować. Na skutek fikcyjnej umowy darowizny jeden z członków jego rodziny próbował wpłacić ją na konto. To pomogło w ustaleniu sprawcy. Pozostałej kwoty nie udało się odzyskać. Nie wiemy, co się z nią stało – przyznaje Michał Smętkowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Firma Servo już dwukrotnie przegrała w sądzie walkę o odszkodowanie od firmy ubezpieczeniowej, dlatego dalej musi spłacać bankowi ukradzione pieniądze. Odzyskanie pieniędzy od sprawców kradzieży może uratować firmę.

Czy uda się odzyskać pieniądze?

Właściciel firmy ochroniarskiej miał dwa miesiące temu dzwonić do prokuratury i informować, że chce powiedzieć, gdzie mogą być ukryte pieniądze. Nie został jednak przesłuchany.

- Nie mam takiej informacji, wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby nikt nie zareagował na taki telefon – twierdzi Michał Smętkowski.

- Mam dokument, który jasno mówi, że zgłosiłem do prokuratury z Łodzi, tak jak życzyła sobie prokuratura poznańska. Później prokuratura w Łodzi przesłała to do prokuratury w Poznaniu. Prokuratura okręgowa przesłała znów to do prokuratury w Łodzi. I tak od Annasza do Kajfasza przesuwa się temat od dwóch miesięcy. A pieniądze gdzieś leżą – wskazuje Jarosław Kur.

Po trzech latach udało się skazać nieprawomocnymi wyrokami pięciu z sześciu osób odpowiedzialnych za skok stulecia. W ubiegłym miesiącu przeprowadzono ekstradycję z Kijowa ostatniego oskarżonego o zorganizowanie napadu Grzegorza Ł. To były policjant i były wspólnik prezesa firmy.

- Pan Grzegorz Ł. i pan Adam K. to byli funkcjonariusze policji, później ich drogi się rozeszły. Pan Adam K. pracował wydziale przestępstw gospodarczych, był oficerem. Pan Grzegorz Ł. był szefem komisariatów w Łodzi i poza Łodzią. Grzegorza Ł. znam od 7 roku życia – przyznaje Jarosław Kur.

Gdy sprawcy zostali osądzani przez łódzki sąd prokuratura okręgowa w Poznaniu uznała, że dwaj przestępcy w tym były policjant Adam K. powinni skorzystać z nadzwyczajnego złagodzenia kary. Mieliby odsiedzieć tylko rok więzienia zamiast sześciu lat.

5 grudnia sąd apelacyjny w Łodzi zdecyduje, czy obniżyć kary więzienia dla dwóch sprawców skoku stulecia jak chce prokuratura. Na tej rozprawie będzie zeznawać po raz pierwszy sprowadzony przez policję z Kijowa Grzegorz Ł., który nie przyznaje się do winy, a dwaj ubiegający się o status małego świadka koronnego właśnie jego oskarżają twierdząc, że jest pomysłodawcą kradzieży.

podziel się:

Pozostałe wiadomości