- Dzieci bezpiecznie wróciły do domu. Stoją za nami murem. Nie ma możliwości by z ich strony padły jakieś oskarżenia dotyczące naszej pracy. Bo gdyby zdarzyło się nieszczęście i ktoś naprawdę by ucierpiał, do tego doszliby rodzice, którzy starali by nas „władować” do sądu to byśmy pewnie już dziś nie rozmawiali – mówi Bogdan Tymoszyk, szef programu szkoły przetrwania S.A.S. - Dzieci kochają góry. Chcą je poznawać i poznają. Nie mam do nikogo żalu. Musimy cały czas patrzeć przyszłościowo – dodaje Marta Rudzka, matka uczestnika szkolenia. Bardziej poważnie cała sprawę ocenia GOPR. - Ja myślę, że rodzice nie zdają sobie sprawy z tego co tam było. Zagrożenie było bardzo duże – mówi Jerzy Bujwid, ratownik Grupy Bieszczadzkiej GOPR. Szkoła przetrwania z Wrocławia istnieje od 20 lat i dotąd cieszyła się świetną opinią. Podlega fundacji, zajęcia w niej są bezpłatne, a jej założyciele to pasjonaci. Kadra to wyłącznie absolwenci tej szkoły, którzy właśnie tam zdobywali doświadczenie. Instruktor, który przebywał z młodzieżą to 22-latek, ze szkołą i fundacją związany od dzieciństwa. - Tam była zrobiona seria błędów, które nakładając się na siebie spowodowały kaskadę zdarzeń. Jest taka zasada, która mówi, że dla uczestników był to szczyt możliwości, ale dla prowadzącego instruktora, żeby to była „bułka z masłem” – mówi Piotr van der Coghen, poseł na Sejm, ratownik GOPR. Jak się okazuje dla instruktora wyprawa nie była „bułką z masłem”. W niedzielę młodzież wyruszyła na Bukowe Berdo, masyw górski o wysokości miedzy 1200 a 1300 metrów. Instruktor w pewnym momencie zostawił ich samych, wracając do hotelu w Ustrzykach Górnych. W nocy nastąpiło - typowe w górach, a tym bardziej o tej porze roku - gwałtowne załamanie pogody. - W pierwszej chwili dowiedzieliśmy się, że to jest dość młoda młodzież. I wszystkie 10 osób wymaga transportu przez ratowników – wspomina Hubert Marek, ratownik Grupy Bieszczadzkiej GOPR. Po kilku godzinach grupa ponad 50 Goprowców i strażników granicznych dotarła na Bukowe Berdo. Okazało się, że osiem z dziesięciu osób jest w dobrym stanie, zostali sprowadzenie do skuterów śnieżnych, którymi zjechali na dół. Dwie osoby zdradzały objawy poważniejszego wychłodzenia. Ponieważ ci młodzi ludzie mieli właśnie egzamin z surwiwalu, te wszystkie popełnione błędy powinien był dostrzec instruktor. W oświadczeniu zamieszczonym w sieci, szkoła twierdzi, że znajdował się on „nieopodal”, co jednak nie jest prawdą. Instruktor ma zarzut narażenia swoich podopiecznych na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia bądź ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Ratownicy apelują o rozsądek i pokorę w górach, ale też o to, byśmy nie wahali się dzwonić po pomoc i przyznać do słabości, gdy tego potrzebujemy.