Bożena i Wojciech Malinowscy pobrali się 5 lat temu, chcieli stworzyć normalny, ciepły dom. Mają 4-letnią córkę i 8-miesięcznego syna. W czasie, gdy byli razem, kobieta zajmowała się głównie opieką nad dziećmi. On, jako sierżant sztabowy pracował w wydziale ruchu drogowego policji w Raciborzu. Początkowo małżeństwo było udane, ale wkrótce pojawiły się kłopoty.
"Wszystko kontrolował"
- Gdyby pani z nim porozmawiała, to dopóki się pani nie sprzeciwi w jakikolwiek sposób, to to jest naprawdę cudowny, elokwentny facet. Myślałam, że wychodzę za ideał - mówi pani Bożena. Według niej mąż chciał mieć kontrolę nad całym jej życiem: zarobkami, spotkaniami ze znajomymi. - Wszystko kontrolował, zabierał mi klucze z samochodu, telefon komórkowy, kosmetyczkę. Później już było coraz gorzej - mówi Bożena Malinowska.
Konflikt między małżonkami się nasilał. W końcu w kwietniu tego roku pani Bożena postanowiła odejść od męża, zabrała ze sobą dzieci. Jednak po półtora miesiąca, po jego namowach, wróciła. Mieli iść na terapię rodzinną i uregulować sprawy majątkowe - zawsze były kłótnie, że dom jest tylko własnością pana Wojciecha. Kiedy wracała z dziećmi do męża, nie podejrzewała nawet, że będzie to jej ostatni kontakt z dziećmi.
- Dojechaliśmy na miejsce, weszliśmy do windy, wjechaliśmy do góry. Moja córka wybiegła, on zdążył coś włożyć do mieszkania, wyciągnął coś z windy, ja stałam przy windzie, wniósł do mieszkania i po prostu... ja idę z tymi tobołkami i... odbiłam się od drzwi - relacjonuje pani Bożena. - Przez 20 minut myślałam, że mój mąż żartuje, że chce mi coś pokazać, udowodnić, a potem usłyszałam: "teraz możesz się k... powiesić" - opowiada. Od tego momentu zaczęła się walka o dzieci.
Początek walki
Pani Bożena złożyła pozew o separację. Sąd z końcem czerwca wydał postanowienie, w którym dzieci tymczasowo powierza kobiecie. Pan Wojciech nie zgodził się z takim rozstrzygnięciem i prosił o wstrzymanie decyzji. Sąd okręgowy jednak ponownie uznał, że dzieci powinny być przy matce. Dlaczego do niej nie trafiły?
- Postanowienie sądu bardzo mnie zbulwersowało. Zbulwersowało mnie to, jak polskie sądy łamią wręcz prawa dzieci - tak pan Wojciech tłumaczy to, że nie przekazał dzieci matce. Jak twierdzi, zawsze działał dla dobra rodziny i starał się jej stworzyć ciepły dom. - Żona miała zaburzenia emocjonalne i często wpadała w furię, była agresywna, wszczynała kłótnie - twierdzi pan Wojciech.
- W świetle tych orzeczeń, które zapadły ojciec jest zobowiązany do wydania dzieci matce - mówi jednak Tomasz Pawlik z Sądu Okręgowego w Gliwicach. - Jeżeli to postanowienie nie będzie szanowane, to zostaną wdrożone wszystkie możliwości, którymi dysponuje sąd w postępowaniu wykonawczym - dodaje i precyzuje: - Są to czynności kuratora z udziałem policji, włącznie z możliwością poszukiwania dzieci na terenie kraju czy zagranicą.
Na początku lipca sąd zlecił kuratorowi przymusowe odebranie dzieci. Choć dwukrotnie kurator umówił się z Panem Wojciechem na spotkania, to interwencje okazały się bezskuteczne. Mężczyzna twierdzi, że w tym czasie był na placu zabaw z dziećmi.
Kontrowersyjne nagrania
- Dla mnie najważniejsze jest dobro moich dzieci, to jest wartość najwyższa - twierdzi ojciec i dodaje, że według niego jego żona "rażąco wykonywała swoją władzę rodzicielską": podawała alkohol i pozostawiała pod opieką osób, które źle zajmowały się dziećmi, a także znęcała się psychicznie i fizycznie. - Ja musiałem zabezpieczyć te dzieci - mówi. Zapewnia, że na wszystko ma dowody. - To są te nagrania, które odrzucił sąd pierwszej instancji, wydając to postanowienie - mówi.
Pan Wojciech nagrywał rozmowy telefoniczne z córką, z okresu kiedy Pani Bożena z dziećmi wyprowadziła się do rodziców do Bytomia. To tam, zdaniem mężczyzny, dzieciom miała dziać się krzywda. Wywiad kuratora jednak tego nie potwierdził. Policjant udostępnił nam kilka nagrań, ale nie są one kompletne. To wybrane fragmenty rozmów, dlatego zdecydowaliśmy się ich nie upubliczniać.
Matka dzieci twierdzi, że wielokrotnie próbowała porozumieć się z mężem, pracownicy socjalni wyznaczyli spotkanie mediacyjne, ale Pan Wojciech na nie nie przyszedł.
- Cały czas próbuję dodzwonić się do mojego męża, który blokuje od dwóch miesięcy mój numer. Jemu nie zależy na dzieciach, tu chodzi o to, że odważyłam się odejść. Że się sprzeciwiłam, zrobiłam coś niezgodnego z jego planem. To jest cały czas odwet - mówi pani Bożena.
Wzorowa opinia
Pan Wojciech jest policjantem od 7 lat. W raciborskiej komendzie pracuje obecnie jako referent w wydziale wykroczeń i prewencji. Ma bardzo dobrą opinię i nigdy nie było na niego żadnych skarg. Nikt z przełożonych na razie nie zajmie się sprawą przetrzymywania dzieci.
- Do naszej komendy nie wpłynęło żadne oficjalne, prawomocne postanowienie sądu dotyczące sprawowania pieczy nad dwojgiem małoletnich dzieci - mówi Anna Wróblewska z komendy powiatowej policji w Raciborzu i dodaje, że "komendant nie ma podstaw i nie zachodzą żadne przesłanki ku temu, aby takiego policjanta zawiesić w wykonywaniu czynności służbowych czy też zwolnić ze służby".
- Jeżeli dostaniemy konkretne powiadomienie o tym, że pan Malinowski nie stosuje się do postanowienia sądu, wtedy komendant wyciągnie odpowiednie konsekwencje - zapowiada.
"Ojciec krzywdzi dzieci"
Kto w tym konflikcie ma rację i kto postępuje słusznie? Wątpliwości nie ma Ewa Nowakowska z Terenowego Komitetu Ochrony Praw Dziecka w Sosnowcu. - Ojciec przede wszystkim krzywdzi dzieci. Nie zrobił na złość matce, tylko skrzywdził dzieci - uważa. Co czują w tej sytuacji najmłodsi? Według Ewy Nowakowskiej strach i wątpliwości: "co się stało?", "gdzie jest mama?", "dlaczego mnie zostawiła?", "dlaczego mnie nie kocha?". - Jeżeli te dzieci będą miały wmawiane takie sytuacje, dojdzie do alienacji rodzicielskiej, która może skończyć się zaburzeniami psychicznymi i interpersonalnymi - mówi Ewa Nowakowska.
W najbliższym czasie odbędzie się posiedzenie, na którym rozstrzygną się dalsze losy dzieci. Sąd zdecyduje czy po raz kolejny wyznaczy kuratora, aby przymusowo je odebrał.