Państwo Trojanowscy nie mogą swobodnie dojść do swojej posesji. Mimo ustanowionej przez sąd służebności drogi, właściciele sąsiedniej posesji zagrodzili przejście.
- Pewnego dnia napisali pismo, że zostanie zlikwidowane nieformalne przejście z ich działki i że mamy ustalić sobie drogę, gdzie indziej – opowiada Paulina Trojanowska.
- W ten sposób nie mamy drogi dojazdowej. Nie mamy nawet możliwości dojścia do działki. Tylko dzięki uprzejmości innych sąsiadów możemy wyjść z domu, jeśli to konieczne. Chodzi o odprowadzenie dzieci do szkoły i przedszkola, a takie zrobienie zakupów – mówi Grażyna Trojanowska.
Sprawa trafiła do sądu, który nakazał rozbiórkę betonowego muru. Mimo że orzeczenie było korzystne dla Trojanowskich, konflikt przycichł tylko na chwilę.
- Sąsiedzi nie zgodzili się z wyrokiem sądu i prawem pięści postawili mur. Stawiają różne inne ogrodzenia, żeby uniemożliwić nam przejście. W ogóle nie respektują naszego prawa przejścia. A korzystałyśmy z tej drogi od lat 60. – zwraca uwagę pani Paulina.
Nie dojedzie karetka czy straż
Dom Trojanowskich otoczony jest strzeżonym osiedlem oraz budynkiem mieszkalnym. Przechodząca przez sporny grunt droga, jest jedynym możliwym przejściem.
O sprawie chcieliśmy porozmawiać z sąsiadami Trojanowskich, ale nie zdecydowali się na spotkanie z nami i oficjalne przedstawienie swoich racji przed kamerą. Twierdzą, że to oni są ofiarami nękania.
- Mam prawomocne wyroki sądów pierwszej i drugiej instancji, w których przywraca mi się naruszone posiadanie. To co mi zagradza drogę mogę usunąć na koszt dłużników – mówi pani Grażyna.
Kiedy w naszej obecności doszło do próby usunięcia przeszkody, zareagowali sąsiedzi.
- Wyrok nie obowiązuje. A tak jak pani Grażyna Trojanowska zachowywała się wobec nas… wyklinała, wyzywała moją mamę od szmat… - tłumaczył powody sporu jeden z mężczyzn.
- Nawet chcieliśmy zrobić ugodę w sposób taki, żeby dać półtora metra, żeby swobodnie mogły sobie przechodzić, tylko żeby się do nas nie odzywały, nie wyzywały. Ale nie chodzi o prawo przejścia, tylko o drogę konieczną, żeby sprzedać działkę – dodał.
Konflikt eskaluje
Konflikt eskaluje. Między rodzinami wciąż dochodzi do kłótni, a nawet naruszenia nietykalności cielesnej. Do policji oraz prokuratury wciąż wpływają nowe zawiadomienia.
- Próbowałam ich powstrzymać przed postawieniem metalowego ogrodzenia, ale zostałam pobita – mówi pani Grażyna.
- Jak chciałyśmy wykopać słupki, które wstawili na służebności drogi, to uderzono mnie szpadlem w nogę i mam ogromnego siniaka, zrobił mi się krwiak. Miałam jeszcze rozbity palec, bo przycisnął mi go szpadlem do ogrodzenia – dodaje pani Paulina.
- Służebności zazwyczaj są bardzo konfliktogenne. W konsekwencji powstają takie sytuacje, że właściciel, mimo obciążenia nieruchomości służebnością, nie godzi się z tym. Powstają ogrodzenia, pojawiają się szykany, niektórzy zakładają nawet zasieki. Wszystko po to, by uniemożliwić korzystanie ze służebności – mówi adwokat dr Jonatan Hasiewicz.
- Niestety, polski system prawny jest na tyle ułomny, że w takich przypadkach nie ma możliwości, żeby ścieżką karno-prawną albo policyjną wymóc na takim właścicielu, żeby natychmiast rozebrał przeszkodę – dodaje Hasiewicz.
„Znerwicowane i smutne”
- Nie wyrażamy zgody, żeby Grażyna Trojanowska chodziła po naszej posesji. To jest prawo własności, to jest nasza własność. To nie moja wina, że ktoś nie zadbał o drogę. Jeżeli sąd rozstrzygnie, że mamy to rozgrodzić, to rozgrodzimy – usłyszeliśmy od sąsiadów Trojanowskich.
Problem rodziny z dziećmi pogłębi się jeszcze bardziej, gdy nie będą mogli korzystać z grzecznościowego przejścia.
- Jesteśmy znerwicowane i smutne. Mam dwoje małych dzieci, które nie mogą zapraszać do domu kolegów i koleżanek, ponieważ ci ludzie zaczepiają wszystkich naszych gości. Siedzimy w domu sami jak odludki. Już dawno nie spałam spokojnie. Cały czas się martwię, czy będę miała rano jak wyjść z domu, czy znowu postawią jakieś ogrodzenie – mówi pani Paulina.
- Czuję się bardzo źle z tą sytuacją, czuję się jak złodziej, wymykając się z własnego domu, żeby pójść do sklepu i kupić chleb – mówi pani Grażyna.
- Nie mamy już fizycznej i psychicznej siły, żeby z nimi walczyć. W każdym urzędzie odbijamy się od ściany – kończy pani Paulina.