Klub Oszalałych Rodziców

TVN UWAGA! 135665
Są zmorą i utrapieniem trenerów. Poświęcają swój czas i przede wszystkim pieniądze dla realizacji pasji swoich dzieci. Są w stanie zrobić wiele, aby ich dzieci odniosły sportowy sukces. Są z nimi na każdych zawodach. Często bardziej przeżywają sukcesy i porażki od swoich dzieci. Nazywani są Klubem Oszalałych Rodziców. Prawda jest jednak taka, że gdyby nie oni, nie mielibyśmy dzisiaj koszykarza Marcina Gortata, piłkarza Roberta Lewandowskiego, czy tenisisty Jerzego Janowicza.

- Od początku uwielbiałem tenis, to się zaczęło od najmłodszych lat. Zacząłem trenować, gdy miałem pięć lat. Już wtedy zacząłem chodzić do szkółki tenisowej. Ale jak miałem dwa lata to już biegałem z plastikową rakietą - wspomina Jerzy Janowicz, tenisista. Jerzy Janowicz od początku trenował i grał pod czujnym okiem rodziców. Nawet najmniejsze sukcesy syna utwierdzały w nich przekonanie, że Jerzy ma talent i nie jest jednym z wielu, jak mówili i nadal mówią o nim niektórzy działacze i eksperci. - Odbijaliśmy pseudofachowców, sami wszystkim się zajmowaliśmy. Nie dopuszczaliśmy nieudaczników, złotoustych. Dlatego gra w tenisa – uważa Jerzy Janowicz, ojciec. - Mieliśmy taki epizod, kiedy syn miał 14 lat i pojechał na zgrupowanie kadry PZT. Po paru dniach dostaliśmy telefon, żeby po syna przyjechać, bo się nie nadaje. Nie był w stanie wytrzymać kilkukilometrowego biegania po lesie czy po piachu – mówi Anna Szalbot, matka. Jerzy Janowicz jest dzisiaj na 24 miejscu w rankingu najlepszych tenisistów wyłącznie dzięki swojej pracy i uporowi rodziców. Oni dobierali trenerów i kierowali jego karierą. Po pierwszych spektakularnych sukcesach postawili wszystko na jedna kartę. Spieniężyli majątek, zlikwidowali oszczędności i zainwestowali w sportową karierę syna. - Grubo ponad dwa miliony złotych. Bez tych pieniędzy nie byłoby mnie tu. W tenisie bez finansów nic się nie osiągnie. Ja nie mam wsparcia tak jak piłkarze z klubu, którzy tak naprawdę się nie martwią, boisko mają zapewnione. Ja płace za dwóch trenerów, halę, korty. Bez finansów niczego się nie osiągnie - tłumaczy Jerzy Janowicz, tenisista. W sportową karierę 11-letniego syna inwestuje również Krzysztof Boluk z Katowic. Od dwóch lat regularnie, dwa razy w tygodniu jeździ z synem ze Śląska do Warszawy na treningi w szkółce założonej przez jeden z najlepszych na świecie klubów - FC Barcelona. - Pojechaliśmy na selekcję, bo żadne inne tego typu szkółki w Polsce nie istniały. Michał trzy lata grał w piłkę. Pojechaliśmy na zasadzie czystej przygody, zobaczyć, bo wielka FC Barcelona otwiera swoją szkółkę piłkarską tutaj. Przeszedł testy, został wybrany z pośród 3500 dzieciaków. Po roku szkolenia była kolejna selekcja i Michał, jako jeden z ośmiu, został wybrany do dalszego szkolenia. Jeśli to będzie jego pasją, to mam taką nadzieję, że będzie zawodowym piłkarzem - mówi Krzysztof Boluk, rodzic. Żaden z rodziców, którzy wystąpili w naszym reportażu nie identyfikuje się z Klubem Oszalałych Rodziców. Wszyscy deklarują, że ich zaangażowanie emocjonalne i finansowe w sportową karierę dziecka, to po prostu obowiązek rodzicielski, ale nie ukrywają, że marzą o sukcesie swoich dzieci. - To jest jego pasja, on ma swojego idola Casillasa z Realu Madryt, to jest jego guru. Niech będzie i tym bramkarzem, w reprezentacji polskiej potrzebni są też bramkarze. Skończy się era Tytonia i Szczęsnego, akurat za 10 lat będzie Skiba na topie. Ja w to wierzę, zrobię wszystko, żeby tak było – zapewnia Andrzej Skiba, rodzic. Rodzice zaprogramowani na sportową karierę dzieci mogą obecnie wykorzystać zdobycze techniki i nauki w prawidłowym sportowym rozwoju dzieci. Wyspecjalizowane ośrodki i przychodnie potrafią ocenić, czy dziecko ma predyspozycje do uprawiania sportu wyczynowego. - Do sportu, jak do każdej czynności wykonywanej profesjonalnie, trzeba mieć predyspozycje. Ktoś, kto nie ma talentu sportowego, może trenować, a nigdy nie będzie sportowcem - uważa Dariusz Straszewski, fizjoterapeuta Carolina Medical Center. Każdego dnia w salach gimnastycznych, na basenach i boiskach trenują tysiące młodych ludzi. Rzesza ćwiczących byłaby jeszcze większa, ale od lat zmniejsza się liczba klubów i sekcji sportowych. Powód jest jeden - małe budżety na upowszechnianie sportu masowego. Dlatego działające kluby często korzystają z pomocy finansowej rodziców trenujących u nich dzieci. - Mam problem żeby przekuć fenomen rodzącej się masowości na wyniki sportowe – mówi Robert Korzeniowski, były lekkoatleta, mistrz olimpijski. - Uważam, że największym sponsorem dzieciaka, który trafia do sportu są właśnie rodzice. Gdyby nie rodzice, którzy wyciągają z portfela pieniądze, to na pewno nie mielibyśmy nawet takiego sportu jak mamy teraz – dodaje Paweł Słomiński, doradca minister sportu, trener pływania. Rodzice Jerzego Janowicza świętują dzisiaj kolejne ważne zwycięstwo syna na turnieju ATP w Rzymie. Polak pokonał rozstawionego z numerem ósmym Francuza Jo-Wilfrieda Tsongę.

podziel się:

Pozostałe wiadomości