Skandal wybuchł po tym, jak mama sześcioletniego Franka włożyła synkowi do plecaka dyktafon. Jej dziecko stawało się coraz bardziej nerwowe, miewało koszmary oraz coraz bardziej zaniżone poczucie własnej wartości.
- Bardzo był wrażliwy, ciągle płakał. Mówił o sobie: „Jestem do niczego”, „Jestem głupi” – mówi Dorota Łaba.
Czerwona lampka zapaliła się, kiedy Franek zaczął prosić, by mógł nie iść do szkoły. Nagrania z dyktafonu przeraziły: okazało się, że dzieci podczas lekcji miały zaklejane usta taśmą klejącą. Prócz tego nauczycielka zastraszała je i potwornie krzyczała.
- Przez godzinę nie mogłam przestać płakać – mówi pani Dorota.
Na tych nagraniach jest szokujący szczegół: kiedy dzieci miały zaklejone usta, do klasy weszło dwóch pracowników szkoły. Z nagrań wynika, że mogła to być m.in. woźna, która roznosi po klasach mleko.
– Nic nie wiem, nic nie widziałam. Robię swoją pracę, reszta mnie nie obchodzi – ucina kobieta, kiedy o sprawę pyta ją reporterka UWAGI!
Identyczną strategię kontaktów z dziennikarzami przyjęła dyrektorka szkoły.
- Informacje, jakie pojawiły się w mediach powodują, że straciłam zaufanie do tego środka przekazu. Nie poświęcę państwu czasu – oświadczyła reporterce.
Nagrania upublicznił dziennikarz Radia Zet – Tomasz Jankowski. Jego pani dyrektor podjęła, owszem, w swoim gabinecie. Jednak rozmowy również odmówiła.
- Powiedziała, że takie sprawy powinno się załatwiać dyskretnie. Byłem zdumiony tym, co słyszę. Dopytałem, czy jej zdaniem takie sprawy naprawdę powinno się załatwiać dyskretnie. Powiedziała, że tak – mówi nam dziennikarz.
Na to już jednak za późno. Nauczycielka została zawieszona w czynnościach zawodowych a sprawę bada kuratorium, rzecznik dyscyplinarny i prokuratura, która sprawdza, czy miało miejsce znęcanie się nad dziećmi. Na jaw wychodzą kolejne, szokujące metody, stosowane przez nauczycielkę.
- Ala krzyczała na przerwie, więc za karę pani Justyna wzięła klucz i zamknęła ją w klasie. Córka nie miała szansy pójść do toalety i zesikała się w klasie. Mówiła mi potem: „Mamusiu, szarpałam za drzwi, ale były zamknięte” – opowiada Martyna Bladycz.
Justyna G. to młoda, zaledwie 30-letnia nauczycielka. W szkole podstawowej w Szczodrem pracowała od sześciu lat, czyli od początku pracy zawodowej. Kobieta ma wykształcenie magisterskie. Studiowała pedagogikę, najpierw na KUL-u w Stalowej Woli, a potem na Uniwersytecie Wrocławskim. G. jest bezdzietną panną. Pochodzi z niewielkiej wsi w województwie podkarpackim.
- Znam Justynę. Z dobrej rodziny pochodzi. Jej rodzice są wierzący i praktykujący. I ona tak samo – mówi jedna z sąsiadek.
W opiniach o kobiecie powtarzają się określenia: „spokojna”, „opanowana”, „cicha”. Sąsiedzi przypominają też sobie, że kobieta bardzo chciała zostać nauczycielką. Potem relacjonowała, że w zawodzie się spełnia.
- Mówiła, że dzieciska tęsknią za nią, jak je nie ma – wspominają sąsiedzi.
Jeśli potwierdzi się, że Justyna G. znęcała się nad dziećmi - może jej grozić kara do pięciu lat więzienia.