Katarzyna Kozodój była wysportowaną studentką ekologii. Podczas operacji anestezjolog Wiesław Sz. uszkodził jej tchawicę, ale nie zauważył tego. Powietrze dostało się poza płuca, mózg był niedotleniony, nastąpiło zatrzymanie akcji serca.
"Ryzykowałem wszystko dla niej"
- Był czym innym zajęty. Rozmawiał przez telefon, nie reagował na sygnał alarmowy aparatury. Zlekceważył to po prostu - mówi Jan Kozodój, ojciec pani Katarzyny. - Ciało było całe napuchnięte powietrzem. Dusiła się - mówi mężczyzna i dodaje, że według biegłych córka pana Jana na pomoc czekała ok. 10 minut.
By opiekować się córką, Jan Kozodój przestał pracować. Na rehabilitację pani Katarzyny, leki i pampersy wydał wszystkie rodzinne oszczędności, sprzedał auto i niewielki sklep meblowy, który prowadził. Potem wpadł w spiralę długów.
- To podnośnik do podnoszenia jej. Ona ma specjalną kamizelkę, tu się zapina pasami, podnoszę ją, przywozimy ją tu do wanny - pokazuje sprzęt, który zamontował w domu, by jego córka mogła się przemieszczać między pomieszczeniami. Jak mówi, podnośnik wraz z szynami to wydatek ok. 22 tys. zł, łóżko natomiast kosztowało 15 tys. zł. - Z kredytów, które brałem, kupowałem sprzęt. Ryzykowałem wszystko dla niej. Nie mam samochodu, wszystko co miałem, to straciłem. A on musi żyć na wysokiej stopie, on jeździ na wczasy... My od 12 lat nawet nie byliśmy na ulicy, tylko jak do szpitala jedziemy - dodaje ze smutkiem.
Dom, działka, samochody
Anestezjolog Wiesław Sz. mieszka z żoną w willowej dzielnicy Szczecina, mają dwa samochody, oboje pracują, dobrze im się powodzi. Lekarz został skazany za rażące błędy w opiece nad pacjentką i sąd kazał mu wypłacić Katarzynie Kozodój pół miliona złotych i co miesiąc pięć tysięcy złotych renty. Jednak od 11 lat anestezjolog unika zapłaty, a wszystko, co wcześniej posiadał, przepisał na żonę. Za ukrywanie majątku małżeństwo Sz. zostało prawomocnie skazane.
- Ten majątek w odniesieniu do roszczeń odszkodowawczych był niemalże im równy. To był dom, działka, samochody - mówi Michał Tomala, rzecznik Sądu Okręgowego w Szczecinie. Zwraca też uwagę, że przed sądem zawarta została ugoda pomiędzy lekarzem a jego małżonką, dotycząca płacenia alimentów na rzecz rodziny w wysokości 19 tys. zł.
Jak szacuje pan Jan, na chwilę obecną kwota, jaką Wiesław Sz. powinien zapłacić jemu i jego córce, to ok. 1,5 mln zł.
"Człowiek nie śpi"
Panu Janowi i jego córce z powodu długów grozi eksmisja z mieszkania. Do tej pory otrzymał jedynie sto tysięcy złotych od ubezpieczyciela Wiesława Sz. i kilkadziesiąt tysięcy z majątku anestezjologa, którego nie zdążył przepisać na żonę. Wszystkie pieniądze wydał na sprzęt i przystosowanie mieszkania, które teraz rodzina może bezpowrotnie stracić.
- Robiłem rozeznanie wynajmu mieszkania. To są takie pieniądze, że nie jestem w stanie. Po drugie, jak mówiłem, że z córką niepełnosprawną, to nikt nawet nie chciał ze mną rozmawiać - mówi pan Jan. - Jest strach przed każdym dniem następnym. Człowiek nie śpi, tylko cały czas myśli jak to się skończy - przyznaje.
Choć trudno w to uwierzyć Wiesław Sz. nie został w żaden sposób ukarany przez środowisko lekarskie. Poprzedni rzecznik odpowiedzialności zawodowej ponad 3 lata zbierał dowody, a na ich podstawie sąd lekarski ukarał anestezjologa jedynie upomnieniem. Rodzina Katarzyny odwołała się od tego wyroku, ale wtedy sprawa uległa przedawnieniu. Wiesław Sz. stanął też przed sądem lekarskim za niepłacenie poszkodowanej, czyli nieetyczne zachowanie. Został uniewinniony. Jak obiecuje obecny rzecznik, ta sprawa zostanie ponownie rozpatrzona. Wiesław Sz. o sprawie rozmawiać nie chce.
- Jest to skandaliczna sytuacja, to olbrzymia porażka samorządu lekarskiego - nie ma wątpliwości Jacek Różański, Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej w Szczecinie. - Nie jesteśmy bogami, w tym środowisku są ludzie dobrzy i źli - mówi i dodaje: - Może trafiło na człowieka, który nie potrafi udźwignąć odpowiedzialności zawodu.
"Wierzę, że ten człowiek poniesie konsekwencje"
- Teraz daję sobie radę, ale dalej co będzie? Boję się zachorować poważnie, boję się rzeczy podstawowych, kiedy muszę załatwiać rzeczy intymne. Nie mogę o tym rozmawiać... - mówi pan Jan. - To jest ból. wielki ból - przyznaje ze łzami w oczach.
- Wierzę w to, że się wreszcie ta zła passa naszej rodziny zmieni, że ktoś pomoże, że ktoś zmieni tę sytuację patową, że ten człowiek wreszcie poniesie konsekwencje swojego działania i uporu - mówi pan Jan.