Jej uzdrowienie zostało uznane za cud potwierdzający świętość Jana Pawła II

TVN UWAGA! 139228
Floribeth Mora Diaz z Kostaryki w niewytłumaczalny z medycznego punktu widzenia sposób wyzdrowiała. Ten fakt przez kościół katolicki został uznany za cud potwierdzający świętość Jana Pawła II. Przez ponad miesiąc była w Polsce i opowiadała swoją historią…

Od 2 maja Floribeth z rodziną przebywała w Polsce. Mieli niezwykle napięty kalendarz - ponad 40 miejsc do odwiedzenia. Takie zainteresowanie osobą Floribeth przerosło oczekiwania zakonu werbistów, który zaprosił ją do naszego kraju. Mimo, że jest w ciągłej podróży i przejechała już setki kilometrów z wielką energią rozmawia z ludźmi i opowiada swoją historię. Chroni jednak swoją prywatność i niewiele mówi o swojej rodzinie i życiu w Kostaryce. - W trakcie spotkań ludzie zawsze zadają trzy pytania:Dlaczego wybrałam Jana Pawła II? Dlaczego ja? I jeszcze trzecie: chcą wiedzieć, co czułam, kiedy niosłam relikwie. O to właśnie pytają mnie w każdej parafii, w każdym miejscu, w każdym wywiadzie. Te pytania zawsze gdzieś są – mówi Floribeth Mora Diaz. W 2011 roku Floribeth zgłosiła się do szpitala z silnym bólem głowy, została sparaliżowana. Po serii badań usłyszała wyrok - tętniak mózgu, którego nie można usunąć. Lekarze powiedzieli jej, że ma przed sobą miesiąc życia. W domu, w wśród najbliższych czekała na śmierć. - Ja już godziłem się z tym, że stracę żonę. Sądzę, że w takich chwilach każdy człowiek o tym myśli. Jednak w momencie śmierci często nie pamiętamy, że mamy dobrego Boga i tak dobrych świętych, że mogą wstawić się za nami, kiedy jesteśmy zupełnie bezradni. Ale nam się poszczęściło. Dlaczego? Wie tylko Bóg. I pewnie wie to też Jan Paweł II – wyjaśnia Edwin, mąż Floribeth. - Ja złapałam się mocno Boga i prosiłam ciągle Jana Pawła II, żeby powiedział mu, że nie chcę umierać. O ósmej rano, właśnie 1 maja usłyszałam w mojej sypialni głos - „wstań". Zdziwiłam się. Rozejrzałam się po pokoju i powiedziałam: „mój Boże, przecież tu nikogo nie ma". I wtedy odpowiedziałam tylko: „tak, Panie", a potem wstałam z łóżka – opowiada Floribeth Mora Diaz. Floribeth ma 52 lata, jest mamą i babcią. Do Polski przyleciała razem z mężem i dwoma synami. W domu zostało jeszcze czworo dzieci. Są przeciętną kostarykańską rodziną. W podróży towarzyszy im cały czas ojciec Franciszek - misjonarz, który od wielu lat pracuje w Kostaryce. - Floribeth powiedziała kiedyś, że jej mama miała dziesięcioro dzieci, 50 wnuków, 70 prawnuków, 30 praprawnuków i wszyscy nadal mieszkają razem. Mąż Fliribeth ma firmę ochroniarską, a ona robi rachunki, księgowość, wypłaty. Poza tym studiuje zaocznie prawo – opowiada ojciec Franciszek Filar svd, misjonarz z Kostaryki. Floribeth odwiedziła w całej Polsce ponad 40 miejsc. W większości była entuzjastycznie witana. Wraz z rodziną wróciła już na Kostarykę.

podziel się:

Pozostałe wiadomości