Jedzie TIR, a w środku…

TVN UWAGA! 136245
- Policjanci mają nas za przestępców, szefowie za złodziei, żony za dziwkarzy, kierowcy za zawalidrogi – tak o sobie i swoich kolegach mówi kierowca TIR-a. Czy to prawda, że biorą amfetaminę i mają polecenie taranować samochody osobowe? Jak sobie radzą z higieną i jak często korzystają z usług "tirówek"? W naszym reportażu świat widziany z kabiny wielkiej ciężarówki.

Reporterzy UWAGI! wybrali się w kurs z dwoma zawodowymi kierowcami TIR-ów - Stanisławem Dańczakiem i Grzegorzem Stalke. Przez lata obaj zjeździli całą Europę wzdłuż i wszerz, a Polskę jeszcze bardziej. Mają za sobą podstępne napaści złodziei, jak pan Stanisław, i poważne wypadki, jak pan Grzegorz. Muszą znosić wielotygodniowe rozłąki z rodziną, muszą nieraz cały tydzień czekać na rozładunek i załadunek towarów, i muszą przyzwyczaić się do fatalnej opinii, jaką mają o nich inni użytkownicy dróg. - W tych czasach być kierowcą ciężarówki to żaden zaszczyt – mówi Stanisław Dańczak. – Na CB-radio poniewierają i pomiatają nami. Słyszałem już, że jestem dziadem, chamem, mordercą. TIR-y każdemu przeszkadzją. Kierowcy samochodów osobowych skarżą się, że TIR-owcy za nic mając bezpieczeństwo wymuszają pierwszeństwo, wyprzedzają na trzeciego, taranują mniejsze samochody. W TVN 24 ujawniono niedawno zapis ze szkolenia dla kierowców ciężarówek, na którym namawiano ich, aby taranowali samochody osobowe, zamiast ryzykować utratę przewożonych towarów. - Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił – mówi Grzegorz Stalke. – Sam miałem kiedyś wypadek, bo motocykl wymusił pierwszeństwo. Nie uderzyłem w motor, bo wiedziałem, że ja przynajmniej nic sobie nie zrobię, uderzyłem w drzewo. Trzy miesiące byłem potem w gipsie. TIR-owcy muszą w ograniczonym czasie dowieźć w określone miejsce przewożony towar. Jeśli się spóźnią, pracodawca zapłaci karę, co w rzeczywistości oznacza, że przerzuci jej ciężar na nich. Dlatego niektórzy ryzykują. Podczas kręcenia zdjęć do tego reportażu minęliśmy TIR-a w rowie. Jego kierowca zasnął nad kierownicą, bo jechał przez trzy dni i noce, odpoczywając tylko po kilka godzin. - Kiedy byłem młody i głupi zdarzyło mi się, że jechałem 72 godziny bez snu – przyznaje Stanisław Dańczak. – Presja czasu, presja szefów – przewieźć więcej za mniej. Dodaje, że słyszał, iż są tacy TIR-owcy, którzy biorą amfetaminę, by wytrzymać jak najdłużej za kierownicą, ale sam nigdy w ten sposób się nie wspomagał. Podobnie, jak nigdy nie odprężał się w ramionach prostytutek przydrożnych, zwanych tirówkami. Obaj kierowcy dziwią się temu nazwaniu, bo wiedzą z doświadczenia własnego i swoich kolegów, że kierowcy TIR-ów korzystają z ich usług dużo rzadziej niż kierowcy innych samochodów. - Nie stać nas na nie – mówi Grzegorz Stalke. – A jak teraz jedziemy, to widzę, że koło pań zatrzymują się głównie samochody osobowe, i to te lepsze. Lepiej być wiernym własnej żonie. A ta potrafi tę wierność po trwającej nawet wiele tygodni rozłące wynagrodzić lepiej niż jakakolwiek inna. - Kiedy bym nie wrócił, w domu jest wtedy zawsze jak w noc poślubną – mówi Stanisław Dańczak. Po dniu spędzonym z nami Stanisław Dańczak miał wyjechać z załadowanym w Łodzi towarem do Budapesztu. Nie wyjechał, bo czekał na załadunek dwa dni. Do domu wrócił tym razem trzy dni później, niż planował.

podziel się:

Pozostałe wiadomości