"Powiedziała, że my go prowokujemy"

TVN UWAGA! 4250147
TVN UWAGA! 218435
Straciły matkę, która popełniła samobójstwo. Ich ojciec także nie żył. Potem trafiły pod opiekę niewydolnej wychowawczo babci. Ich dziadek – Jan Z., który do niedawna odsiadywał wyrok za molestowanie seksualne jednej ze swych córek, teraz wrócił do domu. O zagrożeniu dla dzieci zaalarmowała nas córka Jana Z. , która także w dzieciństwie była wykorzystywana seksualnie. Sytuację rodzeństwa od 11 miesięcy znają: MOPS, PCPR i sąd.

- Jako małe dziecko bardzo pragnęłam, żeby tata przyjechał - wspomina nasza bohaterka, córka Jana Z. i dodaje, że zawsze wtedy było w domu czysto, mama była w domu, był też ugotowany obiad. - Do pewnego czasu. Dokąd nie skończyłam 13 lat, dopóki nie usłyszałam od niego słów, że ojciec z córką muszą mieć tajemnice - mówi.

"Zaczęło się nasze piekło"

- Mama powiedziała do mnie, żebym poszła na górę rozwiesić pranie. Wtedy on powiedział, że mi pomoże. I wtedy podszedł do mnie i zaczął mnie dotykać - opowiada. Jak dodaje, gdy o wszystkim opowiedziała matce, ta stwierdzić miała, że córka wymyśliła sobie wszystko, by skłócić rodziców.

Jak wspomina, było tak, chociaż niektóre sytuacje jej matka widziała na własne oczy. - Siostra spała w jednym pokoju z moją mamą i po prostu, jak ojciec był, przechodził z ich łóżka małżeńskiego do mojej siostry. Ona to nazywała zabawą. Że on ją dotykał za piersi, wkładał jej ręce pod bieliznę, że rozbierał - mówi. Podobne historie usłyszała także od drugiej siostry.

- Zaczęło się nasze piekło. Mamusia zaczęła mu na wszystko przyzwalać. Wprost powiedziała, że my go prowokujemy - mówi.

Nasza bohaterka zaraz potem uciekła do domu dziecka, gdzie opowiedziała o wszystkim. Powiadomiono policję i matkę, ale po jej naciskach dziewczyna wycofała się z zeznań. Gdy wróciła do domu, ojca nie było - zatrzymano go za kradzież z włamaniem. Gdy wyszedł z więzienia, miał jeszcze wielokrotnie krzywdzić także siostry naszej bohaterki. Dziewczyna jako jedyna z rodziny ułożyła sobie życie - skończyła szkołę i założyła rodzinę, próbowała zapomnieć o swoim dzieciństwie.

"Specyficzna więź rodzinna"

W domu rodzinnym oprócz niej było ośmioro rodzeństwa. Ich rodzice - Agnieszka i Jan Z. mieli w przeszłości ograniczane prawa rodzicielskie. Dzieci wychowywały się w rodzinach zastępczych i placówkach wychowawczych. Niektóre z nich weszły w konflikt z prawem - bracia byli karani za kradzieże, włamania. Ojciec naszej bohaterki ostatnie dwa i pół roku spędził w więzieniu odsiadując wyrok za molestowanie seksualne jednej z córek. To właśnie do tej sprawy prokuratura zleciła sporządzenie opinii psychologiczno-seksuologicznej o rodzinie.

- W rodzinie panuje specyficzna więź rodzinna, traktowana jako wzajemne należenie do siebie z prawem gwałtu włącznie. Seksualność w tej rodzinie jest zbanalizowana, a zachowania seksualne są sposobem wymiany emocjonalnej między członkami rodziny - cytuje dokumenty z postępowania prokuratorskiego Rafał Kulągowski z prokuratury rejonowej w Piszu. - Rodzina Jana Z. prezentuje system sprzyjający powstaniu związków kazirodczych - dodaje.

Jak przyznaje nasza bohaterka, w jej domu rodzinnym brak było ojca. - Matka się nami nie interesowała. Można powiedzieć, że obojga rodziców tak, jakbyśmy nie mieli - wspomina. Jak dodaje, rodzice przekonywali, że ojciec poświęca się i kradnie dla nich, przyznaje też, że musieli kraść, by mieć co jeść.

"To siedzi gdzieś we mnie"

11 miesięcy temu najstarsza córka Agnieszki i Jana Z. popełniła samobójstwo, rozpędzonym samochodem wjeżdżając w drzewo. Zostawiła list pożegnalny. Jak twierdzi nasza bohaterka, jej tragicznie zmarła siostra miała być przez lata ofiarą ich ojca.

Odbierając sobie życie, osierociła czworo dzieci. Agnieszka Z. - babcia - uznała wtedy, że dzieci zamieszkają z nią. Miesiąc temu zaś do rodzinnego domu wrócił z więzienia Jan Z. W ten sposób czworo dzieci - w tym dwie dziewczynki - zamieszało pod jednym dachem z mężczyzną skazanym za molestowanie seksualne.

Babcia odizolowała wnuki od kontaktów z naszą rozmówczynią. Kobieta widuje się jedynie z 14-letnią siostrzenicą w szkole. - Zmieniło się strasznie ostatnio zachowanie mojej siostrzenicy. Jest smutna, nie można do niej dotrzeć - mówi kobieta. To od dziewczynki dowiedziała się, że w domu rodzinnym zamieszkał jeszcze brat naszej rozmówczyni, który niedawno opuścił zakład karny.

- To siedzi gdzieś we mnie, nie daje mi spokoju, że może być czyjaś reakcja za późno. Że może być skrzywdzona kolejna osoba - mówi kobieta.

"To rodzina dysfunkcyjna"

Dzieci przebywają u babci bez decyzji sądu. Sąd rodzinny w Piszu, który od stycznia tego roku zajmuje się ich sprawą, nie rozstrzygnął, gdzie ma zamieszkać rodzeństwo po tragicznej śmierci matki. Do dziś nie wyznaczył im ani opiekuna prawnego, ani rodziny zastępczej. Co robił przez ten czas? Na trzech rozprawach, które do tej pory się odbyły, nie zapadały żadne decyzje, inne były odwoływane. Sąd czekał na opinie MOPSu, PCPR-u i kuratora, który miał kontrolować rodzinę.

Tymczasem prokuratura, wiedząc na podstawie opinii ekspertów, jak patologiczna i zaburzona jest rodzina Z., interweniowała kilkakrotnie w sądzie domagając się szybkich działań. Prokurator, który bał się o bezpieczeństwo dzieci, prosił o pilne sprawdzenie ich obecnej sytuacji. Alarmował także o tym, że na wolność wychodzi Jan Z., który kończy odsiadywanie wyroku za wykorzystywanie seksualne swojego dziecka. Sąd nie zareagował.

- W naszej ocenie jest to rodzina dysfunkcyjna i nie jest w stanie pani Agnieszka Z. w prawidłowy sposób wykonywać władzy rodzicielskiej - mówi Rafał Kulągowski. Przyznaje, że zdziwiła go pozytywna opinia, którą wydał kurator.

podziel się:

Pozostałe wiadomości