- Otrzymałem telefon, że mama wychodzi ze szpitala i że zabiera ją mecenas Świt z panem Sikorą – mówi Krzysztof Gospodarek, syn Violetty Villas. - Od tej pory nie wiem, co się z nią dzieje. Byłem zaskoczony decyzją lekarza o wypuszczeniu mamy, bo moje wcześniejsze rozmowy z nimi mówiły o zupełnie innym terminie potrzebnym do odzyskania równowagi. Ale ja nie dyskutuję z decyzjami lekarzy, bo na tym się nie znam. Po tygodniu od wyjścia Violetty Villas ze szpitala, menager i adwokat postanowili zorganizować konferencję prasową, aby pokazać artystkę dziennikarzom. Spotkanie odbyło się w klasztorze cystersów w Krzeszowie. - Jeśli chodzi o sprawę psychiatrycznego szpitala, to tylko mogę usiąść i płakać – mówiła Violetta Villas. – To wszystko zrobione było z prawdziwym, zaplanowanym we mnie ciosem. Przecież nazwano mnie chorą tylko ze względu na służby specjalne. Nie zażywam już żadnych leków. Kiedy pani Violetta trafiła do szpitala, jej menager natychmiast próbował ją stamtąd zabrać. - Uważam, że przerwanie leczenia, to jest ogromna krzywda dla niej – mówi Małgorzata Gospodarek, synowa Violetty Villas. – To była ogromna szansa dojścia do zdrowia, zlikwidowania wszystkich problemów. Pani ordynator mówiła mojemu mężowi, że adwokat i menager zaburzą leczenie, ponieważ kontaktują się z nią, obiecują jej różne rzeczy, w które chora wierzy i lekarze nie mogą prowadzić spokojnej terapii. Sprawę uwięzienia w domu i bezprawnego umieszczenia Villas w szpitalu mecenas skierował do prokuratury. Obydwie sprawy zostały umorzone. - Po wypisaniu mamy ze szpitala, pani ordynator poinformowała mnie, że mama wyszła na własne żądanie i że dalej powinna brać lekarstwa – mówi Krzysztof Gospodarek, syn Violetty Villas. – Lekarka powiedziała, że zobowiązał się do tego pan mecenas Świt. Pani ordynator poinformowała mnie, że mama otrzymała leki i recepty, żeby mogła dalej je zażywać. - Mnie nie potrzeba było szpitala psychiatrycznego, a zwykłego, normalnego szpitala, żeby opatrzyć moje rany od krat, na których wisiałam z psami, bo potrzebowaliśmy świeżego powietrza – tłumaczy Violetta Villas. - To jest sytuacja dramatyczna – mówi Mariola Pietraszek, przyjaciółka Violetty Villas. – Bardzo chciałabym wierzyć, że te osoby, które ją teraz otaczają to są prawdziwi przyjaciele, którzy we Violetcie widzą przede wszystkim człowieka, któremu trzeba pomóc. A nie widzą tylko gwiazdę i co oni z tego mogą mieć. Bardzo bym chciała w to wierzyć, ale jakoś nie mogę. - Planujemy pięć dużych koncertów na przełomie kwietnia i maja w pięciu dużych miastach i chcemy też wydać płytę – mówi Andrzej Sikora, menager Violetty Villas. Syn Violetty Villas uważa natomiast, że koncerty nie są teraz dla artystki wskazane ze względu na jej stan zdrowia. - Mojemu synowi najbardziej zależy na tym, żeby mnie wydziedziczyć, zamknąć i zawładnąć majątkiem – mówi Violetta Villas. – Mieć takiego syna, to jest wielkie nieszczęście. Chciałabym podziękować za to pani Budzyńskiej, która przez ten cały czas była ze mną i czekała na mnie ze łzami w oczach. - Nasze dwa światy nigdy nie były współbieżne – mówi syn artystki. – Zawsze były różnice między nami. - Nie wiedzieliśmy, co się dzieje, ciągle były jakieś animozje - mówi Małgorzata Gospodarek, synowa Violetty Villas. – Nie bardzo wiedzieliśmy, co jest tego źródłem. Dopiero później odkryliśmy, że Budzyńska stara się mamę wrogo do świata nastawić, a szczególnie do mojego męża. - My nie możemy nic zrobić, bo mama nie wyraża zgody na kontakty – mówi syn artystki. – Ja mogę tylko śledzić to, co się dzieje oglądając telewizję, albo czytając prasę. Czytaj również:Violetta VillasVioletta Villas - Nigdy wam się nie zmienię Zwierzęta Violetty Villas---strona---