Pan Włodzimierz jest 76-letnim bezdomnym. Kilka lat temu zamieszkał w należącej do PKP opuszczonej przychodni zdrowia, nieopodal stacji kolejowej. Kilka miesięcy temu PKP uznały, że budynek nie nadaje się do remontu i zagraża bezpieczeństwu ludzi. Przychodnię zrównano z ziemią a pan Włodzimierz stracił dach nad głową. Schronił się w opuszczonej kamienicy przeznaczonej do rozbiórki. Od dawna ma zamurowane drzwi. Jedynym wejściem jest rozbite okno - Kiedyś był wesoły, potrafił przed tym domem siedzieć. Ktoś przyszedł to rozmawiał. Miał dziadek koty, to je karmił. Zasadził sobie pomidory, ogórki, kopał działeczkę. Żył cichutko i spokojnie. Teraz jest zmieniony, przygnębiony Nie jest już taki rozmowny - opowiada Małgorzata Mirkowska, która od sześciu lat pomaga bezdomnemu. Pani Małgorzata robi dla niego zakupy, gotuje posiłki, pierze jego ubrania. Wszystko bezinteresownie. Jeszcze niedawno panu Włodzimierzowi pomagała rodzina. Jednak najbliżsi odwrócili się od niego. - Pomagałam mu i wyszłam na bardzo naiwną osobę. Jego emerytura starczała mu na trzy siatki jakiegoś łoju, mąkę i siatki z wódką - powiedziała siostra pana Włodzimierza. - Aktualnie nie nadużywa alkoholu. Ale z dokumentów wynika, że w przeszłości nadużywał - przyznaje Irena Mioduszewska, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej. Od czasu, gdy pan Włodzimierz pojawił się we Włochach, zajął się nim tamtejszy ośrodek pomocy społecznej. - Pan Włodzimierz uznawał, że żadne inne miejsce nie jest dla niego dobre. Nie wyraża zgody na pomoc, przeniesienie go do noclegowni lub do domu pomocy społecznej. Jedyną pomoc, jaką zgodził się przyjąć od ośrodka, to obiady - wyjaśnia Aneta Świątko, pracownik socjalny, OPS Warszawa Wochy. Kilka lat temu mężczyzna przeszedł poważną operację głowy. Od tamtego czasu miewa silne ataki padaczki, które go osłabiają. Wtedy nie jest w stanie nawet udać się na obiad do pomocy społecznej. Kilka dni temu, po kolejnym ataku padaczki, pan Włodzimierz zaginął. Przez dwa dni szukała go straż miejska i pracownicy opieki społecznej. W końcu mężczyznę znaleziono i przewieziono do schroniska Caritasu. - Był zaniedbany, zmęczony, źle wyglądał. Dostał zupę i został poproszony, żeby zdjął z siebie brudną odzież i umył się. Dostałby nowe rzeczy, żeby w czystym stanie trafić do lekarza. Odmówił wszelkiej pomocy z naszej strony. Agresywnie zachował się w stosunku do pań pielęgniarek, wezwana została straż miejska. Przyjechała karetka psychiatryczna i zabrała pana do szpitala w Tworkach - mówi Joanna Kaup Markiewicz, pracownik socjalny schroniska dla bezdomnych Przystań. Warunki, w jakich przebywa pan Włodzimierz, zagrażają jego życiu. Pracownik socjalny kilkakrotnie proponował mu przeprowadzkę do domu pomocy społecznej, jednak mężczyzna za każdym razem odmawiał przyjęcia pomocy. - On czuje się szczęśliwy tam, gdzie jest. Pomocy pięciokrotnie odmówił na piśmie. Przygotowujemy wniosek do sądu. Jeżeli będzie możliwość otrzymania ze szpitala psychiatrycznego dokumentu, że pan wymaga umieszczenia wbrew jego woli w domu pomocy społecznej, to ten wniosek zostanie złożony w sądzie rejonowym – tłumaczy Irena Mioduszewska, dyrektor Ośrodka Pomocy Społecznej Warszawa Włochy. Pan Włodzimierz wciąż przebywa w szpitalu a jego stan zdrowia pogorszył się. Do dziś ośrodek pomocy społecznej nie otrzymał opinii lekarskiej pozwalającej na przymusowe umieszczenie bezdomnego w DPS-ie.