Historia Wojtka

Historia Wojtka, to dowód na to, że w życiu warto postawić wszystko na jedną kartę, to historia o nadziei wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi.<br /><br /> Wojtek wskutek lekarskich zaniedbań stanął na krawędzi życia i śmierci. W tym czasie na jego drodze pojawił się nasz reporter Ryszard Cebula, który uruchomił łańcuszek ludzi dobrej woli. Nie dający się zoperować zdaniem jednych lekarzy guz mózgu - dla innych okazał się usuwalny.

Wojtka poznaliśmy 4,5 roku temu jako ofiarę lekarskiego błędu. Medycy nie rozpoznali u niego guza mózgu, mimo iż chłopak przez prawie 3 lata skarżył się na bóle głowy i wymioty. Jednak zamiast zdiagnozować przyczynę choroby lekarze leczyli tylko objawy. Lekką ręką podawali mu sterydy, od których chłopak przytył kilkadziesiąt kilogramów. Tamte czasy, jak koszmarny sen, wspominają dziś ciocia i wujek Wojtka, którzy obok rodziców najbardziej zaangażowali się w ratowanie chłopaka. - Po rozmowie z lekarzem tu w szpitalu, który nie dawał żadnych nadziei byliśmy załamani – mówi Sylwester Staszak, wujek Wojtka. – Mózg miażdżony był przez tego guza. Mówili, że już nawet cuda nie pomogą. Po emisji naszego pierwszego reportażu o Wojtku, desperacką próbę ratowania chłopaka podjęli się lekarze z Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. - Dzień przed operacją zaprosiłem siostrę, szwagra i sąsiadów na kawę, żeby się pożegnać – wspomina Wojtek Staszak. Operacja trwała osiem i pół godziny. Zakończyła się sukcesem. Była top jedna z najbardziej skomplikowanych operacji neurochirurgicznych. - Przed operacją bardzo dużo się modliłem, praktycznie cały,mi dniami – wspomina Wojtek. – Jestem pewien, ze te modlitwy pomogły i operacja się udała. Po blisko rocznej rehabilitacji Wojtek zaczął wreszcie normalnie funkcjonować. Jeździ na rowerze, spotyka się z kolegami, pomaga rodzicom w pracach gospodarskich, a siostrze przy remoncie domu. Jak przyznaje opiekująca się nim dziś lekarka - nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań. Po guzie nie ma więc śladu co nie zmienia faktu, że Wojtek otarł się o śmierć, a odpowiedzialny za to lekarz do dziś nic sobie z tego nie robi. Podjęliśmy, więc próbę skontaktowania się z lekarzem. Chcieliśmy wyjaśnić jego kontrowersyjne postępowanie i dowiedzieć się, czy robi coś, by w przyszłości nie doprowadzić do podobnej tragedii jak ta, która stała udziałem Wojtka Lekarz nie czuje się winny i wyrzucił nas ze swojego gabinetu. - Ten lekarz nie poniósł żadnych konsekwencji – mówi wujek Wojtka. Postępowanie lekarza w przeszłości - jego niekompetencja i błąd - to jedno. Kolejna sprawa wystawiająca medykowi jak najgorsze świadectwo to jego obecne, naganne zachowanie wobec rodziny Wojtka. - Gdy moja mama złamała nogę, zadzwoniłam do tego lekarza – mówi matka Wojtka. – Gdy dowiedział się, że o nas chodzi, odmówił wizyty. Kiedy zachorowałam i dzwoniłam do niego prywatnie, też nie przyjechał. Na szczęście państwo Staszakowie i sam Wojtek mogą się dziś leczyć u innego lekarza. Złe wspomnienia coraz rzadziej pochłaniają ich uwagę. Tym bardziej, że od kilku miesięcy główną troską rodziców, a pasją Wojtka jest nauka w Liceum Uzupełniającym dla dorosłych. - Jeszcze niedawno nigdy bym nie pomyślał, że pójdę do szkoły – mówi Wojtek. Oprócz tradycyjnych przedmiotów, które Wojtek musi opanować żeby dobrze przygotować się do matury, szczególną frajdę sprawia mu praca z komputerem i nauka informatyki Nauka, komputery i internet to nie tylko szkolna pasja Wojtka. Dzięki sieci nawiązał wiele nowych znajomości. Jedną z nich jest maturzystka z Jarocina – Patrycja Banaszak. Szkoła, nauka, nowe znajomości sprawiły, że dotychczasowe spokojne w gruncie rzeczy życie Wojtka zawirowało. Coraz odważniej myśli o przyszłości. W tej chwili najważniejsze staje się podjęcie jakiejś pracy, bo niespełna 450 zł renty chorobowej nie pozwoliłyby mu przeżyć bez pomocy rodziny

podziel się:

Pozostałe wiadomości