Dziennikarze twierdzą, że po kilkumiesięcznym śledztwie udało się im ustalić szokujące fakty. Górników wysłano pod ziemię w bardzo niebezpieczny dla życia rejon kopalni do demontażu obudowy zmechanizowanej ze ściany nr 1, wyprodukowanej w latach 80. przez gorlicką fabrykę Glinik. W 2004 r. ta sama firma dokonała w Halembie modernizacji tej obudowy. Według informacji gazety kopalnia zapłaciła za te prace ponad 12 mln zł. Obudowa, po którą wysłano górników, byłaby dziś warta księgowo 10- 11 mln zł. Czy kopalnia zapłaciła za zmodernizowany sprzęt jak za nowy - i to właśnie próbowano ukryć, zastanawia się gazeta? Michał Szulczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, która prowadzi śledztwo w sprawie tragedii w Halembie, zapewnił ”Puls Biznesu”, że prokuratorzy sprawdzą każdy wątek. Jednak z informacji prokuratury, uzyskanych od Kompanii Węglowej wynika, że Ssrzęt, demontowany jesienią ubiegłego roku z likwidowanej ściany wydobywczej kopalni ”Halemba”, był wart ok. 17 mln zł. Firma tłumaczy, że pozostawienie go w wyrobisku oznaczałoby konieczność kupienia nowego - za ok. 70 mln zł. Rzecznik Kompanii Zbigniew Madej zdecydowanie zaprzeczył, jakoby górnicy demontowali sprzęt małej wartości, który można było pozostawić w ścianie. Według niego obudowa mogła z powodzeniem obsłużyć jeszcze 2-3 ściany wydobywcze. Zaniechanie jej wydobycia naraziłoby - według Madeja - spółkę na zarzut niegospodarności. Podkreślił, że podając krótko po tragedii wartość ok. 70 mln zł przedstawiciele Kompanii mieli na myśli wartość kompleksu, który należałoby kupić, aby zastąpić obudowę i kombajn z tej ściany. Nie mówili, że była ona nowa. Wiadomość za PAP Przeczytaj:Tragedia w Halembie Halemba: Czy zawinili ludzie?